sobota, października 8

Jak pogodzić bycie mamą z milionem wcieleń kobiety?

Wieki mnie tu nie było. Nie będę więc owijać w bawełnę.
Jak Ty to robisz?
Wstajesz nad ranem. Przemykasz na palcach po zaspanym domu. Oglądasz senne pokoje na wpół przymkniętymi oczami. Patrzysz w lewo - bałagan wieczornej plątaniny, patrzysz w prawo - góra prania, które niedługo dostanie imię i meldunek nowego domownika. Zaparzasz kawę kontemplując w 5 minutowej ciszy i myślisz - jutro zacznę od szklanki wody. Minuty lecą szybciej. Cholera już 2 po czasie! Budzisz dom wiedząc, co na śniadanie zgotować, co na tyłki włożyć i gdzie lewy but się podziewa. Rozwozisz po żłobkach, przedszkolach i szkołach wpychając drugie śniadanie (i to nie byle jakie). Docierasz do pracy z lekka zdyszana, przypominając sobie, że make up'u na światłach nie nałożyłaś. Domalowujesz kreskę, nakładasz róż i po negocjacjach machasz ręką na pożegnanie tuszowi do rzęs. W pracy chcesz być najlepsza, choć na tyle dobra by udowodnić sobie i światu, że wszystko jest super, że pracujesz na równi z innymi choć spałaś 3 godziny z przerwami bo córcia miała złą noc. Nie dajesz sobie taryfy ulgowej. Z resztą nikogo to nie interesuje. Masz zaplanowany obiad, jeszcze zakupy, dzieci i powrót. Biegiem bo wszyscy głodni. Jedną ręką mieszasz zupę, drugą już rozwieszasz pranie. Uspokajasz dzieci, bo się kłócą o lego, jeden cholerny klocek z setki tysięcy tych samych. Dopiero obiad podałaś a już czas na kolacje. Znów w kuchni szalejesz. Lekcje dopilnowujesz, sprawdzasz e-maile i myślisz czego w pracy nie dokończyłaś. Kąpiesz dzieci i wow(!) udało się nawet Tobie wziąć prysznic, i to aż 3 minutowy. Jeszcze tylko bajki na dobranoc, rozwiesić pranie, poskładać rzeczy co by się o nie rano nie potknąć, znaleźć chwile na miłosne ekscesy... i wreszcie pomyśleć o sobie. A nieee już za późno. O śnie. Kładziesz się i planujesz kolejny dzień, dwa lub tydzień.
           Przekolorowałam ten dzień aczkolwiek jestem pewna, że znajdzie się spora liczba kobiet, które się pod nim podpiszą. Jeśli o mnie chodzi to cały etat w pracy, kolejny etat w domu. Reszta dnia w samochodzie z pracy do domu i z domu do pracy. Chciałam coś uszczknąć dla siebie więc siłownia 2 razy w tygodniu. Gotowanie (sporo i intensywnie jak wiecie). W szczelinach czasu Fb, Instagram, kilka stron książki... gdzie tu o blogu wspominać. Ciągle w biegu. Z wrażeniem niedokończenia wszystkiego czego się dotknę. Tyle planów i tyle pomysłów bez miejsca na realizację. Jeśli dokładam coś nowego to okazuje się, że może tylko zastąpić inne. Na szczęście organizm jest cwańszy niż nam się wydaje. Mój się zbuntował bardzo szybciutko. Odwiedziłam parę mniej przyjemnych miejsc takich jak szpital, pewnie po to, by znów dostać lekcję od życia. I zwolniłam tempo. Niektórzy mówią "szacun, że tak wszystko ogarniasz" a ja mam wrażenie, że nie ogarniam nic.

           Dlatego pytam Was jak znaleźć złoty środek gdy ma się wrażenie, że doba jest za krótka przynajmniej o 24 godziny? Jak złapać czas, który przelatuje przez palce? Może inaczej planować? Jak pogodzić tych milion wcieleń kobiety? A może tak było, jest i będzie? Pogodzić się, że się nie da wszystkiego pogodzić? Podrzućcie swoje sposoby, bo wychodzi na to, że ciemna ze mnie masa w tej kwestii. Kiedy sprzątacie, ćwiczycie, gotujecie by nie pożerać w pośpiechu drożdżówek, robicie zakupy, czytacie książki itp.?

Kładę się, bo od rana zaczynam nowy maraton.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz