piątek, grudnia 25

Daj mi święty spokój !


Chciałabym Wam oraz sobie życzyć przede wszystkim spokoju. Chwili wytchnienia w bieganinie codzienności. Możliwości spędzania czasu sam na sam ze sobą. Odrobiny tak niezbędnego wyalienowania.

Dlaczego ?

Popełniłam wczoraj egzekucję na sobie i wybrałam się po prezenty do centrum handlowego.
Nagle słyszę:
- Wiesz, że nienawidzę mierzyć spodni. Wiesz, że nienawidzę Świąt. Przeszłam cały sklep z telefonem w ręce, nic nie biorę, bo ciągle gadamy. Ile można? Wiesz, że nie mam sekundy dla siebie a ty nawet na zakupach nie dajesz mi chwili. Dzwonisz co 5 minut. Jak mam cokolwiek kupić? Obrzydzisz mi tak gadanie, że przez ciebie nie odbiorę telefonu do końca Świąt. Mam dość! Nie dzwoń już! - I wrzuciła telefon do torby.

Zanim więc zadzwonicie, zapytacie, zamarudzicie - pomyślcie o tym co napisałam i podarujcie komuś spokój :)) To wyjątkowy prezent.

Wspaniałych Świąt Kochani <3




poniedziałek, grudnia 21

Coraz bliżej Święta


Święta zbliżają się wielkimi krokami i nie powiem w końcu zaczynam czuć, że nadchodzą. W domu Świątecznie, pierwsza Wigilia za mną i nawet prezenty już dostałam. Gwiazdki z nieba wypatruję codziennie więc się nie liczy ;)

Jedyne co, ... to mam piernikowego lenia. Wstyd się przyznać, ale pierników w tym roku nie będzie. Może ktoś poratuje ? Czekam na propozycje :)

Dziecięca radość przybliża do Świąt. Mam w domu dwa małe renifery. Za młode jednak by ciągnąć sanie Św. Mikołaja. Nie w tym roku, w tym im odpuszczę.










środa, grudnia 16

Najpiękniejsza rzecz dla rodzica

Bo najpiękniejsza rzecz dla rodzica to patrzenie na szczęście swoich dzieci.
.... Myślę też, że największym szczęściem dla dzieci jest posiadanie szczęśliwych rodziców.







poniedziałek, grudnia 14

Tory i koleiny czyli chcieć czegoś więcej

Miewasz czasem wrażenie, że życie gdzieś tam płynie, że dni pędzą nieubłaganie, godziny lecą w szale czasu ale w tym wszystkim nie ma ciebie? Że ty, to nie ty, a życie ... to już dawno nie jest twoje życie? Trochę tak, jakby się żyło życiem innej osoby, ale nie swoim, bo nie tak miało być. Nie ten czas, nie to miejsce. Marzenia niby te ale nie spełniasz ich szczególnie skrupulatnie i nie odhaczasz znaczkiem "spełnione" na mapie swoich marzeń.
Głupio się do tego przyznać? Wstydzisz się powiedzieć, że nie uszczęśliwia cię to, co kiedyś było marzeniem?

Skoro życie ma prawo się zmieniać i tak nas zaskakiwać, my także mamy prawo do zmian. Do tego by powiedzieć - wtedy tego chciałam ale nie dzisiaj. Już nie. Teraz chcę inaczej, więcej.

Miałam tak. A może powinnam napisać mam tak? Mam wszystko czego chciałam. Może lekko przekoloryzowane i z nawiązką ale właśnie to. Marzyłam o tym, co aktualnie posiadam. O dzieciach (o dziecku ale skoro KTOŚ na górze wie kogo obdarować podwójnie nie zamierzam się temu sprzeciwiać, lubię dostawać prezenty), domu, w których zawsze będzie coś pysznego, w którym pachnie ciastem i rodzinną atmosferą. Marzyłam też o cieple i uśmiechach domowników. O wielkiej, romantycznej miłości i ogromnym szacunku. O tym, że dzieci będą z mamą przynajmniej do 3 r.ż. bo wierzyłam, że to będzie najwspanialszy czas, i ich i mój.
Spełniłam swoje marzenia. Nawet bloga sobie wymarzyłam. Właśnie takiego. Mojego idealnego. O nieidealnym życiu i wiecie co ? Chcę czegoś więcej. Mało mi. Chcę czegoś innego. I mam do tego prawo, bo dałam sobie do tego prawo. Chciałam być najszczęśliwszą mamą i jestem, ale chcę się rozwijać. Chcę pracować i spełniać się zawodowo. Kiedyś przymknęłabym na to oko, pomyślałabym - przyjdzie na to czas, to później. Lecz teraz nie chcę czekać. Jestem gotowa na kolejne wyzwania. Może nie osiągane wielkimi krokami, bo wolę złoty środek niż po trupach do celu więc zdecydowałam się na małe kroczki.

Znasz to wstrętne uczucie towarzyszące poczuciu, że czas stoi w miejscu a życie płynie, lecz niestety nie tobie? Nie lubisz tego, prawda? Nie chcesz tego, mam rację? Wierzę. Ja też tego nie chcę. STOP.

Masz prawo do zmiany. Nic nie jest na stałe. Skoro wszystko wokół się zmienia, dlaczego nie ty? Życie nas zmienia, kształtuje charakter, wygładza pewne cechy a zarysowuje inne. Zmienia wszystko wokół i zaskakuje na co dzień. Jest nieprzewidywalne. My też nie musimy być jednolici. Więc jeśli masz poczucie, że twoje życie zmieniło tor albo jest na właściwym ale marzysz by zmienić środek transportu bo pociąg już nie wystarcza - nie krępuj się, i powiedz to głośno. Zatrzymaj pociąg i wysiądź lub zaszalej i po prostu wyskocz. Następnie kup inny bilet. W końcu i tak dojedziesz na miejsce ... by potem znów wyruszyć w drogę.
Powodzenia!


niedziela, grudnia 13

Miękkie batony czekoladowo-bakaliowe


Szybkie i łatwe w przygotowaniu i zaskakująco smaczne. Do tego zdrowe i sycące. Nie zawierają surowych ziaren, bo te wbrew przekonaniu źle wpływają na nasz organizm.
Można je zrobić pod siebie np. zamienić wiórki kokosowe na sezam czy mak a rodzynki zastąpić żurawiną lub dołożyć więcej składników. Ja zrobiłam z domowych zapasów i wyszły super.

Składniki:
- kopiasta łyżka ugotowanej kaszy jaglanej lub poppingu jaglanego (tzw. "dmuchana"), można zastąpić ryżem dmuchanym, lub poppingiem z amarantusa. Można także pominąć.
- garść suszonych daktyli zalanych wrzątkiem i pozostawionych na godzinę
- 3/4 opakowania suszonych śliwek
- garść ziaren słonecznika
- pół paczki rodzynek
- garść migdałów zalanych wrzątkiem i pozostawionych na godzinę
- pół tabliczki gorzkiej czekolady min. 70 % kakao
- 1 łyżka oleju kokosowego (można wymienić na olej z pestek winogron lub pominąć)
- pół paczki wiórków kokosowych
- 1-2 łyżki mleka roślinnego bądź wody

Wykonanie:
Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. W garnku roztapiamy olej i dodajemy pokruszoną czekoladę.
Rozpuszczamy. Pamiętajmy o niskim ogniu, by się nie przypaliła. Wszystkie składniki wrzucamy do naczynia, w którym będziemy blendować i zalewamy czekoladą. Rozdrabniamy w miarę upodobania. Jeśli potrzeba dodajemy łyżkę mleka lub wody. Wykładamy na blaszkę (u mnie dwie podłużne) wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy przez ok. 20 minut. Po wyciągnięciu czekamy aż masa wystygnie, następnie kroimy. Batony trzymamy w lodówce.



piątek, grudnia 11

Fizyka dzieciowa

Dziś nadszedł dzień, w którym na własne oczy widziałam a nawet przeprowadziłam eksperyment z fizyki. Dzień, w którym licząc do 10 i biorąc przynajmniej 3 głęboookie oddechy zastanawiałam się się jakim cudem dwójka dzieciaków, których wzrost nawet po dodaniu będzie niższy od mojego, których lata choćby razy dwa będą kropelką w morzu lat ich matki, może mnie dorosłą kobietę wyprowadzić z równowagi ?! Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Nazwałabym to zjawiskiem paranienormalnym.

Ponieważ nasz wózek ma flaka, jako ta "idealna" stwierdziłam - a co tam chłopaki, idziemy na nóżkach! mama sobie przecież z wami poradzi ! Jeden but, drugi, szaliczek, kupa, okey poczekasz, but, drugi, czapeczka raz dwa, szaliczek, kurteczka, w międzyczasie oczywiście wyścigi bo matka przecież lubi berka wokół stołu. Ubrani ! Teraz piciu, matka i w drogę. Ładnie rączka w rączkę. Matka dumna myśli - widzisz głupia da się ! Yhmm nie chwal dnia ... I tak przystanek bo kamyczki, patyczki i inne takie cuda. Nagle jeden w jedną, drugi stoi. Luz, łapię. Wracamy. Znów leci. Znów łapię. Wracamy. Brat podpatrzył - latanie. Biegają, wariują, szaleją. Obijają się o siebie, oddalają, odbijają i tak co chwila. A matka tak stoi, obserwuje i myśli - że trochę jak te cząsteczki gazu w naczyniu zamkniętym. Po chwili jednak tak jakby ktoś te moje naczynie otworzył a gaz się zaczął szybciutko ulatniać. Oczywiście w przeciwne strony, bo nie może być nudno. Co się matka nadarła, nabiegała, nachwytała a dzieciaki szczęśliwe jak nigdy, dopóki matka dosyć nie miała tego biegania. Na ręce nie, za ręce nie, więc co ? Położyć się i leżeć. Na betonie oczywiście. Dwójka dzieci tarzająca się po ziemi i zagotowana matka z czapką zjeżdżającą na oczy i polikach jak u rosyjskiej lalki, starającą się podnieść raz jednego raz drugiego, komiczne ! A jak podnosiła to uciekali. Wiadomo, że tam gdzie nie można. Ryk był niemiłosierny jak ich pozbierałam w końcu z tej ziemi. Doczołgałam się do domu z dziećmi pod pachami.W histerii i krokodylich łzach maluchów otworzyłam drzwi i padłam, na podłogę o ironio.

Teraz oczywiście się z tego śmieję ale są takie chwile, że mam ochotę krzyczeć, ryczeć albo spieprzyć w siną dal. Byliście tam kiedyś? Warto czasem zajrzeć ?

wtorek, grudnia 1

O tym jak matka uciekła w miasto

    Wiem, że Andrzejki nie są nie-wiadomo-jakim powodem do szaleństwa pod osłoną nocy, aczkolwiek jeśli matka "wychodzi w miasto" raz na pół roku to cieszy się jak dzieciak.
Także była, potańczyła i przypomniała sobie stare, wolne czasy. Niesamowite jak te kilka godzin robi dobrze i głowie i sercu ! Wytęskniłam się, dostałam skrzydeł i siły na kolejne pół roku ;) i nawet "dowartościowałam" nachalnymi grr facetami w rurkach (bardziej obcisłych niż moje), którzy w drodze ewolucji mam wrażenie powoli będą zmierzać do wizerunkowej rywalizacji z kobietami - niestety.
I zgubiłam dowód osobisty. Taka jestem szalona ;))) Ale było warto.
A zdjęcie, selfie podłe ;) wrzucam by od czasu do czasu przypomnieć sobie jak wygląda matka w pełnym makijażu. Ach jak się czasem tęskni ;)


czwartek, listopada 26

Przedświąteczne ciasteczka

Świątecznie pachną, świątecznie smakują, świątecznie wyglądają. Na twarzach tych, którzy je dostają zawsze ale to zawsze malują się uśmiechy! O czym to świadczy ? Że w głębi serca wszyscy jesteśmy dzieciakami ;)



Składniki:

2,5  pół szklanki mąki (u mnie: 2 szklanki owsianej i 0,5 szklanki żytniej)
180 g masła, najlepiej zimnego
2 jajka (2 żółtka i 1 białko)
1 kopiasta łyżeczka przyprawy do piernika lub cynamonu
0,5 szklanki cukru brązowego
2 łyżki miodu
szczypta soli

Wykonanie:

Łączymy wszystkie sypkie składniki. Następnie dodajemy pozostałe i zagniatamy. Z powstałej masy (jeśli jest bardzo klejąca dodajemy odrobinę mąki, jeśli zbyt sucha - odrobinę wody) odrywamy kawałek i rozwałkowujemy podsypując mąką, na placek grubości ok 3 mm. Odciskamy ciasteczka dowolnymi foremkami. Polecam stemple - swoje kupiłam w Tchibo ale masę przeróżnych znajdziecie w sieci. Piec na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia (jak dla mnie najlepszy jest w Rossmannie - już pocięty na kawałki i idealnie duży) w piekarniku nagrzanym do 180 stopni do lekkiego zarumienienia (około 13 minut).




środa, listopada 25

Życie to nie próba generalna


Przez ponad pół swojego życia zapisywałam wszystkie złote myśli, cytaty, wiersze, wierszyki - wszystko co wpadło mi w oko lub w serce. Ciągle napotykam, wsłuchuję się w słowa słyszane oraz zapisane myśli i utrwalam je tak, by nie zginęły śmiercią naturalną w natłoku codzienności.

Stąd przyszedł pomysł na cykl "do myślenia". Uwielbiam czytać lub słuchać rzeczy, po których w głowie zostaje zasiane ziarenko pt. "coś w tym jest". Mądre inspirujące myśli, o których zapominamy. I właśnie o ich istnieniu postaram się wam oraz sobie co jakiś czas przypominać (mam cichą nadzieję, że co tydzień).

Dziś zacznę od zdania:

"Życie to nie próba generalna"
          Wisława Szymborska

Jak często odpuszczasz ? Jak często myślisz - innym razem ? Jak często przekładasz na jutro, na za tydzień, na kiedyś, na nigdy ?
A co jeśli nie będzie jutra ? Co jeśli dziś jest jedynym dniem jaki pozostał? Czy jeśli wiedziałabyś, że masz tylko czas do położenia się spać, odpuściłabyś daną rzecz wiedząc, że już nigdy przenigdy nie będzie ci dane jej zrobić/powtórzyć ? Jeśli odpowiedź brzmi - wtedy bym zrobiła - po co więc czekać ? A może się boisz ? Może nie jesteś pewna czy dasz radę, czy podołasz ? Zastanów się więc, czego bardziej żałujesz w życiu - rzeczy, które zrobiłaś czy rzeczy, które mogłaś zrobić lecz zrezygnowałaś na starcie ? Pamiętaj, że lepiej żałować rzeczy, które się zrobiło. ZAWSZE.
Cokolwiek w życiu robisz masz tylko jedno podejście. Jedyne życie jakie masz jest TUTAJ, TERAZ. To czas, który jest dla ciebie, tylko i wyłącznie. Życie masz tylko/aż jedno i od ciebie zależy jak je przeżyjesz. Masz wybór jaką obierzesz drogę. A jeśli nadal się wahasz - pomyśl, że tej roli nie da się nikomu oddać, a nawet jeśli ... wolisz zerkać zza kulis czy stać na scenie ? Nic tak nie boli jak patrzenie na kogoś, komu spełniają się nasze marzenia. Więcej prób nie będzie. Po co więc ryzykować, że sztuka będzie marna ? Stań na scenie i żyj.

Jedz, módl się, oddychaj głęboko i idź do przodu. Bo jeśli nie ty, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?



wtorek, listopada 24

Sernik łatwy i pyszny

Łatwy w wykonaniu, skromny w ilości składników, delikatny w smaku i bardzo, bardzo smaczny. Drugi sernik hand made w moim życiu. Jeśli mnie się udał, Tobie także !




Składniki:

1 kg sera do serników (tak wiem, lepiej zmielić samemu i to 3 razy ! więc kto ma czas - ten mieli ;))  ser polecam Piątnicy - ponoć najlepszy
9 jaj (9 żółtek i 6 białek)
1 budyń waniliowy
1 kostka masła
1,5 szklanki cukru (dałam 1 szklankę i dla mnie wystarczająco słodki)
ziarenka z jednej laski wanilii lub otarta skórka z połowy cytryny (można pominąć)

Wykonanie:

Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Masło roztopić i schłodzić. Żółtka ubić z cukrem do "białości", dodać ziarenka wanilii lub skórkę cytrynową, budyń i masło. Po wymieszaniu dodawać ser, najlepiej etapami, by wszystko się dokładnie połączyło. Białka ubić na sztywno (bardzo) a następnie dokładać po łyżce do masy serowej  i delikatnie łączyć, nie miksować. Przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej masłem.
Piec przez godzinę. Studzić pozostawiając w lekko uchylonym piekarniku. 
Uwaga: sernik po mocnym wyrośnięciu opadnie, ale i tak pozostanie wysoki i puszysty.





wtorek, listopada 10

Patelnia pachnąca limonką z kokosem


Rozgrzewająca, sycąca, bogata w smaku i zapachu potrawa z nutką kokosa i limonki. Dla mnie rewelacyjna lecz zaskoczeniem były moje dzieciaki, które zjadły ze smakiem calutkie miseczki i konieczna była dokładka, i to niejedna ! Podałam dzisiaj z fasolką mung, lecz polecam także z fasolką adzuki, kaszą jaglaną czy ryżem, najlepiej brązowym.



Składniki:
- 3/4 puszki mleka kokosowego (polecam Enerbio z Rossmanna - nie zawiera konserwantów itd.)
- 2 puszki pomidorów bez skórki
- 2 czerwone papryki
- 1 mała cebula
- 2 ząbki czosnku
- otarta skórka z połowy limonki
- ok. 1 cm startego świeżego imbiru
- 3 łodygi trawy cytrowej
- 2 liście kaffiru (suszone)
- pół łyżeczki mielonego kminku
- łyżeczka słodkiej lub wędzonej papryki
- pół łyżeczki cukru (można zastąpić syropem z agawy lub innym słodzidłem)
- 2 łyżki oleju z pestek winogron

Niektóre składniki można oczywiście pominąć.

Na dużej i głębokiej patelni rozgrzewamy olej. Dodajemy kminek i słodką paprykę. Po minucie wrzucamy pokrojoną cebulę, mieszamy z przyprawami i smażymy kolejne dwie minuty. Następnie dodajemy posiekany czosnek. Przysmażamy jeszcze chwilę. Wrzucamy pokrojoną w kostkę paprykę, pomidory, trawę cytrynową, liście kaffiru, imbir oraz skórkę z limonki. Dusimy pod przykryciem 2-3 godziny - tak by papryka zupełnie zmiękła, wręcz rozpływała się. Jeśli potrzeba podlewamy delikatnie wodą. Na koniec dodajemy mleko kokosowe - tą gęstszą część. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy jeszcze przez kilka minut. Przyprawiamy wedle uznania.

Fasolkę gotujemy według sposobu podanego na opakowaniu. Pamiętajmy jednak o wcześniejszym namoczeniu jej w wodzie.

Smacznego :)

A jeśli ktoś nie ma ochoty tym razem stać przy kuchni - zapraszam do siebie !




Przepis oczywiście mój własny choć inspiracje do tego typu dań czerpałam z jadlonomia.com


wtorek, listopada 3

Bądź dla siebie priorytetem


Dzień dobry kobieto. Oj słabiutko coś słabiutko. Co to za sińce pod oczami ? Włosy tłuste. Nie wyspałaś się ... ?! A te zmarszczki ?! Twarz jakaś taka nijaka. W ogóle jakaś taka nijaka jesteś. Lustro zaraz pęknie ... choć prędzej pękniesz ty. Przestań już, nie patrz. Śniadanie szykuj lepiej, zajmij się czymś a nie stoisz tu bezczynnie ...
Wstaje nowy dzień.

Wiele kobiet właśnie tak zaczyna dzień, o ile w ogóle ma czas spojrzeć w lustro. Nie zastanawiają się wtedy, jakie znaczenie ma ten przesmyk lecących sekund oraz jak monstrualny wpływ wywiera na ich 24 godziny. Może całe życie ?

Odwróćmy to.
Witaj szczęśliwa kobieto ! Jak się spało ? Jak pięknie wyglądasz ! Zmarszczka ?! Łiiiii tam ! Pięknie się starzejesz ! A w dodatku jesteś dzielna i silna. Czeka cię dzień pełen wrażeń ! Doczekać się nie możesz ?! Znam cię kochana ! Oddech, uśmiech i do boju !

Inaczej prawda ?

Ta krótka chwilka sam na sam ze sobą działa cuda. Uśmiech działa cuda. Uśmiech przypadkowego przechodnia skierowany w twoim kierunku jest w stanie poruszyć serce a przynajmniej wywołać uśmiech na twarzy a co dopiero taki skierowany do samej siebie. Wyraz sympatii i zrozumienia.
Pomyśl o tym.

My kobiety uwielbiamy być dla siebie surowe. Czasem, tylko czasem puszczają nam lejce, wtedy "jak szalone" myślimy - Dziś jakoś tak lepiej wyglądam, pewnie to ta nowa bluzka ... lub - A co tam pójdę do fryzjera ! Poczytam książkę jak dzieci zasną albo skoczę do kina. Taka będę ! Istne wariactwo no ... ;)

Pora z tym skończyć. Słyszysz ? Skoro umiesz zadbać o tych, których kochasz to umiesz zadbać o siebie ! Przede wszystkim zacznij od siebie !

Zastanawiałaś się kiedyś jak inni mają widzieć w tobie piękno skoro nawet ty go nie dostrzegasz ? Jak inni mają się o ciebie troszczyć skoro samą siebie zesłałaś na szary koniec ? Jak cię dostrzec skoro nawet ty siebie już dawno przestałaś widzieć ? Jak inni mają czuć się dobrze w twoim towarzystwie skoro ty nie możesz znieść swojego widoku?

Zapewne masz rodzinę. Masz przy sobie najważniejsze istoty. Masz się o kogo troszczyć. Jednak dla siebie bądź numerem jeden a przynajmniej stój na piedestale z innymi. Jesteś tego warta tak samo jak oni.
Dlaczego dla innych jesteś wyrozumiała a siebie dołujesz przy najmniejszym potknięciu ? Nie krytykuj się. Nie dobijaj nagonką fatalnych myśli. Zastanów się, co wtedy myślisz, a co w takiej sytuacji powiedziałabyś siostrze ? Jest różnica ?

Bądź sprawiedliwa. Wydzielasz czas pomiędzy innych a sama go nie posiadasz ?
Stań się swoim priorytetem.
Jakie masz potrzeby ? Jakie pragnienia ? O czym marzysz po nocach ?
Zacznij je spełniać. Nie muszą to być wielkie rzeczy ani duże kroki. Ważne abyś czuła, że nie stoisz w miejscu, że robisz coś dla siebie, że się uszczęśliwiasz. Powiadają, że ci co się boją stawiają małe kroki, ci co się nie boją - duże, nie ważne ! Ważne, że przed siebie, że do celu.

Pokochaj czas spędzony ze sobą. Może się okazać, iż polubisz tą kobietę w lustrze. Ba ! Może nawet stwierdzisz, że spoko z niej babka !

A więc jutro wstań, przywitaj się z lustrzanym odbiciem. Zjedz porządne śniadanie - koniecznie, pomyśl o tym co napisałam i wciel to w życie. A potem połóż się wczesniej spać a przed zaśnięciem obmyślaj tajny plan na siebie.

Jeśli masz gorszy dzień, idź na samotny spacer i pogadaj ze sobą jak z dobrą przyjaciółką. Zapytaj, co mogłabyś dla "niej" zrobić aby poczula sie lepiej ?

I zrób to no !






czwartek, października 29

Bakaliowe ciasteczka


   


Pyszne, przepełnione bakaliami i proste w przygotowaniu.
Najlepsze domowe, bakaliowe ciastka, jakie jadłam. Idealne jako przekąska do pracy, na wózkowy spacer czy "coś słodkiego" do szkoły. Znikają w mig !

Składniki:
2,5 szklanki mąki - można zastosować tylko mąkę pszenną; ja natomiast mieszam  - 1 szklankę mąki pszennej, 1 szklankę mąki owsianej oraz 1/2 szklanki np. mąki żytniej
1 kostka masła
0,5 szklanki brązowego cukru - można dodać mniej w zależności jakie zastosujemy bakalie
po 1 łyżeczce cynamonu i imbiru
2 jajka
3 szklanki bakalii np. morele, śliwki, migdały, siemie lniane, sezam, pestki dyni i słonecznika, rodzynki, żurawina itp.
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Mieszam suche składniki. Dodaję masło i jajka a na koniec bakalie. Formuję ciasteczka mokrymi rękoma.
Piec w nagrzanym piekarniku do temp. 180 stopni przez ok. 15-18 minut.

Koniec. Proste prawda ? A w domu tak pachnie ... :)

niedziela, października 18

Nie bez powodu siła jest kobietą


Nie ważne, że znów nie dali mi spać i padam na twarz. Nie ważne, że znów leje. Nie ważne nic a nic. Ważne co właśnie odkryłam - 2,5 tysiąca lajków ??? To się nie dzieje ! Kto mnie uszczypnie ?

Wiadomo, że się cieszę, iż ktoś utożsamia się z tym co napisałam, aczkolwiek smutny jest fakt, że samotność i brak pomocy dotyka tak wiele matek. Pamiętajcie, że małe gesty tworzą wielkie rzeczy. Jeśli nie dostajemy pomocy to może warto zmienić kierunek i zacząć sobie wspólnie pomagać ? Tak jak już wcześniej pisałam - kto nas zrozumie tak jak inna matka ? Może warto rozejrzeć się wokół i zastanowić co mogę zrobić dla innej mamy ? Dla koleżanki, która właśnie urodziła a ja akurat ugotowałam obiad ? A może jadę po dzieci do przedszkola i odbiorę przy okazji córkę sąsiadki ? Jestem w warzywniaku więc może zadzwonię, zapytam przyjaciółkę czy czegoś potrzebuje ? A może po prostu dam się wygadać/wyżalić znajomej ? Każda z nich zapewne odwdzięczy się tym samym :)
Siła w nas mamuśki ! Pamiętajcie, że nie bez powodu siła jest kobietą !


sobota, października 17

BROWNIE


Mam tyle energii od wczoraj, że ten przepis się chyba sam napisze :) Wrzucam dzisiaj bo nadarzył się na to moment idealny. Tym sposobem uczczę a przy okazji podziękuję za taką ilość odwiedzających i komentujących. Dzięki wielkie i przeogromne :)))!



Ciasto powstało po zmierzeniu się z niezliczoną ilością przepisów na brownie. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że - jeśli mogę coś zmienić na zdrowsze to zmieniam, szukam, kombinuje ... i tak było także teraz.
Plusem jest to, że nie zawiera mąki a i cukier można pominąć lub zastąpić innym słodzidłem.
Z jesiennej okazji trochę je zmodyfikowałam i chyba jest nawet lepsze.


Składniki:

100 g mielonych migdałów
2 duże jajka
pół kostki masła
1 czekolada gorzka minimum 70%  kakao
1 czekolada mleczna - najlepiej fioletowa Wedla - daje specyficzny smak
4 łyżki kakao
2 łyżki kawy rozpuszczalnej - jeśli ciasto również dla dzieci - pomijamy
po łyżeczce mielonego cynamonu i kardamonu
garść posiekanych daktyli
1/4 szklanki cukru trzcinowego
2 figi do ozdoby

Masło rozpuścić z czekoladą. Dodać kakao, kawę i migdały. Ostudzić. Żółtka ubić z cukrem (lub same) a w osobnej miseczce białka. Masę z żółtek wymieszać z czekoladą. Następnie delikatnie dodawać po łyżce ubite białka. Ciasto przelać do foremki. Ozdobić figami pokrojonymi w plasterki lub posypać wiórkami kokosowymi czy płatkami migdałów. Piec w piekarniku nagrzanym do 160 stopni przez ok 40 - 45 minut.

Smacznego !



czwartek, października 15

Dobra matka


          Stosy brudnych naczyń na całej długości kuchennych blatów. Koty kotłujące się po podłodze, żywe na tyle, by potrafić przeturlać się na drugą stronę pokoju. Rozlane herbatki. Paprochy tworzące nieznane konstelacje na niebie z paneli podłogowych. Zabawki nie od parady, od pary też nie. Pojedyncze kapcie, ubrania ściągane i wciągane kilka razy dziennie. Kapciuszki, rajstopki, opakowania po chusteczkach. Kawałek wyplutego chleba pod krzesłem, pod stołem zaś rodzynki. Makaron przyklejony do wszystkich możliwych mebli. Misie, gumisie, koparki. Kremy, miski i garneczki. Piłki, folie i kawałki wymiętego papieru.
A w tym wszystkim pośrodku matka.
Dresy wypchane tak, że wyglądają jakby chodziła na zgiętych kolanach. Tłusta cebula na głowie. Zarośnięte brwi i makijaż składający się z fachowo wtartego kremu bb - tylko albo aż. Plamy od zupy pomidorowej, smarków i kredek na koszulce wyciągniętej ze skotłowanego prania, którego rosnące kupy monumentalnie nie powstydzą się dorównywać piramidom w Egipcie.
Ona wciąż tam stoi. Tam. Pośrodku. I choćby świat się wokół walił, choćby była wykończona, niewyspana, w złym humorze lub po prostu miałaby ochotę chwycić torebkę pod pachę, odwrócić się na pięcie i wyjść... będzie tam stała.
Tak wygląda każdy dzień.
Macierzyństwo jest piękne. Lecz jest cholernie trudne. Męczące. Wykańczające.
Przynależąc do kilku grup o tematyce rodzicielskiej, coraz częściej natykam się na zwierzenia mam napawające smutkiem i poszukiwaniem wsparcia. Mówią o bezsilności, braku czasu dla siebie, braku sił i energii, utracie cierpliwości. Zastanawiają się czy są dobrymi matkami, bo przecież tyle i ciągle krzyczą. Pytają co mogą brać na uspokojenie, bo nie dają rady. Opowiadają o symptomach świadczących o depresji. Często nie mają czasu na wizyty u specjalistów a nazwy leków podpowiadają im inne forumowiczki. Chętne zresztą podzielić się i receptą. Zdołowane, zapłakane w najpiękniejszym ponoć momencie życia. Ironia losu ?
Brak wsparcia ze strony bliskich, którzy albo nie widzą problemu albo równie często nie zdają sobie sprawy z jego rozmiarów, nie pomaga. Zewsząd napływają informacje o spełniających się szczęśliwych piastunkach ogniska domowego, które wzbudzają poczucie wstydu u nieszczęśliwej kobiety i pogłębiają przykre myśli na swój temat - wszystko ogarniają, piękne, wymalowane, wypacykowane, w świetnie dopasowanych i wyprasowanych ciuchach, zawsze uśmiechnięte, matki idealne a przepraszam nie matki, nigdy matki - mamusie.
Niesamowite jest to zjawisko, ponieważ mam wrażenie, że kobiety/matki bardzo się jednak wspierają i są wobec siebie wyrozumiałe jak nikt inny a jednak gdzieś tam powstaje rywalizacja - którą kreuje śmiem stwierdzić społeczeństwo. To jest chore.
Zaprosiłam we wtorek na kawę koleżankę. Była u mnie pierwszy raz a ponieważ dzieci zaprowadziłam do żłobka, mogłam na szybko ogarnąć i siebie i dom. Nawet oko tuszem potraktować. I tak rozmawiamy sobie w najlepsze gdy ona mówi, że na co dzień bez makijażu chodzi bo czasu na nic nie ma ale dziś się pomalowała bo do mnie, bo ja taka zawsze ... (idealna?):) Ja zrobiłam identycznie, dokładnie to samo co ona. Makijaż mam od święta, pełny oczywiście. Nie wspominając o stole bez kurzu, nieobecności brudnych naczyń i braku zabawek na każdym możliwym metrze kwadratowym podłogi. Fajnie jak jest czysto, lecz z tym już dawno się pożegnałam.

Najważniejsze jest żeby umieć się przyznać do tego, że nie jest się robotem. Trudne ? Że nie ogarniamy połowy zaplanowanych rzeczy choć walczymy o każdą zawzięcie. Że musimy wybierać między sprzątnięciem pokoju a upieczeniem ciasta czy zrobieniem obiadu - ja zawsze wybieram gotowanie. I nauczyć się żyć w nowych warunkach. Odpuścić kiedy mają przyjść znajomi a my walczymy z nawracającym jak perpetuum mobile bałaganem. Goście z dziećmi zrozumieją, bez dzieci - nie wiadomo, aczkolwiek im też się w końcu dzieci urodzą, wtedy zrozumieją. Odpuścić przepraszanie za bałagan, które weszło w krew jak mantra. Bo za co przepraszać ? Za czas poświęcony dzieciom zamiast łazience ?

Matki potrzebują pomocy. Potrzebują wsparcia i zrozumienia. Potrzebują wypłakania się i przytulenia. Potrzebują wyjść z domu i odpocząć. Potrzebują pobyć same. Potrzebują chwili ciszy. Potrzebują czterech ścian. Potrzebują pomarzyć. Potrzebują posiedzieć na kiblu. Potrzebują wziąć dłuższy prysznic i mieć chwilę na ogolenie nóg. Potrzebują siebie. Potrzebują pogadać ze swoimi myślami. Potrzebują.

Przeraża mnie jak ogromna panuje znieczulica. Kobiety szukają wsparcia w obcych ludziach, w anonimach z internatu. A co z ich gniazdem ? Przecież tworzą rodzinę. Czy nie w rodzinie powinny doszukiwać się pomocy ? Gdzie są mężowie, rodzice ? Gdzie są przyjaciele? Czy nie widać, że przestała odbierać telefony i rzadziej odpisuje na sms ?  Nie widać, że ma smutek w oczach i głos jakby się miała za chwilę rozbeczeć ? A może zamyka się w łazience i siedzi na toalecie udając wiadomo co, by ukryć kilka łez bezsilności ? Gdzie jesteście ludzie ? Pracujecie, zarabiacie, macie swoje problemy, swoje życia. Wiem, rozumiem. Aczkolwiek nie daje mi to spokoju. Gdzie jest państwo ? Grupy wsparcia powinny walić drzwiami i oknami. Mąż może poświęcić godzinę dzieciom lub wyciągnąć naczynia ze zmywarki. Przyjaciółka ugotować zupę, bo matka często nie ma czasu nawet dojeść obiadu. Serio ! Nawet kawę pije na raty, zimną zazwyczaj. A może zakupy jej zrobić skoro i tak jedziesz do Tesco ?

Kobieta, która jest w domu, która po części zrezygnowała z siebie i ze spełniania przynajmniej na jakiś czas swoich marzeń powinna być wynoszona na piedestały a nazywa się ją kurą domową, której się ani nie szanuje ani nie docenia. A jedyną osobą, która to rozumie jest inna kura domowa. Smutne to, niewdzięczne i upokarzające. Tak bardzo zależy nam na mądrych, silnych, zdrowych i szczęśliwych dzieciach a matki, które mają największy wkład w start swoich pociech pozostawia się same sobie. Radźcie sobie kobiety. Każdy o tym wie, lecz jakimś dziwnym trafem część niechcący zapomniała, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Gdzie w tym logika ? Jak znerwicowana, zestresowana, przytłoczona nadmiarem obowiązków matka ma wychować szczęśliwe dziecko i zapewnić mu jak najlepszy start w dorosłość ? Zrobi to. Ale jakim kosztem ?


"Prawdziwa matka umie przyznać, że egzamin z macierzyństwa łatwiej oblać, niż zaliczyć...
Śpij spokojnie prawdziwa matko. Jeśli masz wątpliwości, czy jesteś dobrą mamą, to znaczy, że nią jesteś"               

                                                                                                      Jodi Picoult






sobota, października 10

Starowinek

Będąc ostatnio w ośrodku zdrowia spotkałam wspaniałego Staruszka. Wszedł. Zgarbiony, kuśtykając podparty drewnianą laską. Starowinek, przynajmniej osiemdziesięcioletni. Przygłuchy. Oznajmił w recepcji, że jest umówiony na 11. Panie - że to niemożliwe bo jest już jeden pan na tą właśnie godzinę. Na co Dziadulek powiada - nie, nie! Byłem na 11 ale już nie będę się z tamtym bił o godzinę! Poczekam! Kurtkę musiałbym ściągnąć :)))
Rozczulił mnie niesamowicie. To jeden z dowodów na to, że radość i szczęście to styl życia, to wybór niezależny od niczego. A w starym ciele może mieszkać młoda dusza. Duszom nie liczą lat.

wtorek, października 6

:)






Wracam do siebie


Macie czasem wrażenie, że jesteście innymi osobami niż na początku swojej drogi ? Drogi o tak kuriozalnej nazwie - DOROSŁOŚĆ ?
Wiem, że nie da się uniknąć zmian. Wiem także, że wszystko sie zmienia, że życie to zmiany. Dlatego my także mamy prawo do zmian i w sobie i wokół siebie.
Niektóre zmiany (te w nas) są naturalne, powstały przecież w oparciu o nasze doświadczenia, nasze przeżycia zarówno te dobre jak i złe. Zrodziły się byśmy mogli przetrwać, wpasować się do zmieniającego się świata, ludzi którzy nas otaczają i ról jakie pełnimy.

"Podlotek to dziewczyna, która jeszcze nie wie, że słabości są jej silą" 
                                                                                                               Brigitte Bardot

Mając naście lat zapisałam ten cytat w pamiętniku - zapewne przez wzgląd na moje uwielbienie do Brigitte. Czasem wracałam do owej złotej myśli, jednakże mam wrażenie, że dopiero teraz po latach rozumiem jej sens.

Jakiś spory czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że inni nie mają tak jak ja. Dziwnie to brzmi - każdy ma inaczej, to fakt. Już tłumaczę.
Siedząc w kinie nie każda dziewczyna chlipie na "tak" mówionym drżącym głosikiem panny młodej. Że słysząc w kościele dziecięcy chór nie każdego ściska za gardło a łzy jakoś tak przypadkiem napływają pod powieki. Że komedia romantyczna absurdalnie też może być dla łez, że dziewczynka śpiewająca w programie rozrywkowym nie u każdego wywołuje tyle emocji. Że jeśli ktoś pozna i nazwie moje emocje wzruszam się do żywego, że słuchając piosenek mogę ryczeć godzinami. Że nie mogę patrzeć na schorowanych staruszków i maltretowane zwierzęta bo przygarnęłabym i jednych i drugich. Że czytając wiersze muszę wycierać oczy by doczytać do końca a każdy miły komentarz lub wiadomość na blogu wprawiają mnie w stan nieważkości. Gdy zjada mnie stres też płaczę lub gdy nerwy biorą górę. Musze się po prostu wypłakać i tyle. Czuję, że mam w sobie więcej empatii niż przeciętnie. Zawsze miałam. Ludzie chyba także to czują - obcy ludzie potrafią zwierzać mi się z problemów, czasem ktoś zapyta o radę - często ktoś zupełnie obcy. Widzę jak ludzie, najczęściej kobiety otwierają się przede mną. Rozbraja mnie to zupełnie. Pozytywnie.
Uwielbiam książki z lekka filozoficzne, o życiu, rozmyślaniu nad szczęściem, miłością i sensem. Cytuję złote myśli i mniej złote również. Wierzę w znaki na niebie. Dusza artysty w ciele "artystycznego beztalęcia" a szkoda ;)
Sporo tego.
Nastał taki okres w moim życiu, że zaczęłam się tego wstydzić. Nieraz słyszałam "bo ona to taka płaczliwa jest". A ona często w myślach powtarzała sobie "bądź twarda", "tylko nie płacz"... itd. Zazwyczaj nie pomagało. Zwyczajnie było mi wstyd. Musiało minąć trochę czasu bym zdała sobie sprawę, że to dar, coś co mnie w jakiś sposób wyróżnia. Prezent, który mogę wykorzystać i to nie przeciwko sobie jak dotychczas. Jeszcze dokładnie nie wiem jak ale wykorzystam! Emocjonalność wyssałam z mlekiem mamy. Taka jestem. Wrażliwa i tyle. Może właśnie ten stan pomaga mi pisać to co czuje i myślę.
Chyba to właśnie chciała przekazać Pani Bardot. Siła tkwi w tym czego się w sobie obawiamy. Siła tkwi w tym czego się boimy, wstydzimy. Ukrywamy to, co nadaje nam indywidualność, bo łatwiej zlać się z tłumem. Dobrze jest obrócić myślenie o 360 stopni i swoje słabe strony postarać się przekształcić w mocne.
Dlatego postanowiłam być rybakiem i ze swojego morza słabości wyłowić największy atut i więcej go nie utopić.

Jest jeszcze jedna rzecz.

Jakiś czas temu rozmawiając z przyjaciółką usłyszałam "kurcze, byłaś taką romantyczką". I wiecie co ? Zapomniałam o tym. Tak po prostu. Przytłoczyła a nawet zamroczyła mnie codzienność. Mając 10 lat, wertując wiersze,  spisywałam do pamiętnika "te moje". Wierzyłam w miłość po grób i tajemnicze połączenie dusz, we wspólne czytanie książek wieczorami, miliony kolacji przy świecach i tryliardy spojrzeń w oczy. Chciałam tak jak Ally Mcbeal z ukochanym masować sobie wzajemnie stopy :P i wiedziałam, że Urszula w swoich piosenkach wie co śpiewa! Ba! Wierzyłam w każde jej słowo! Kurcze chyba nikt nie zna słów tylu polskich piosenek na pamięć ?! Zwłaszcza ballad ... Może się wydawać, że opisuję stan zauroczenia ale ja naprawdę w to wierzyłam ... W cuda :)
Wtedy taki romantyzm też zdawał się być anomalią - może dlatego podświadomie go w sobie ukryłam ? Szkoda, że tak głęboko - zapomniałam gdzie go schowałam ! Jakimś cudem pozostały po nim piosenki, wiersze, uśmiech i westchnienie przy każdym cytacie, wierszu, myśli przeczytanej w internecie, mediach. Miewam też inne przebłyski - kiedy chłopcy mieli kilka tygodni potrafiłam chwycić za grzechotkę, zrobić z niej mikrofon i śpiewać Bajora wniebogłosy, nie wspomnę już o rzeczach, które od urodzenia recytowała im rodzicielka.

Chyba fajnie byłoby wrócić do korzeni. Do tego jaka byłam. Teraz też jestem sobą, bo jestem, oczywiście. Otwieram jednak drzwi swojej duszy, które kiedyś zamknęłam. WRACAM DO SIEBIE.

PS na przeszkodzie nie stoją ani czas ani miejsce. Bycie osobą dorosłą, mamą romantyczką i cholernie wrażliwą, dojrzałą kobieta zmienię na wielki, przeogromny plus. A synów uprzedzę, iż będę płakać - zapewne najgłośniej na wszystkich szkolnych uroczystościach. Na razie szkolnych, później się okaże ;)





środa, września 30

Ciasto drożdżowe - Mamie się upiecze !





Przepis na ten drożdżowy placek (jak to się potocznie mówi a mnie jakoś ta nazwa nie przechodzi przez gardło) spisałam kilka lat temu "na kolanie" od Pani Uli - przyjaciółki mojej Babci. Nie powiem, przepis trudny, ponieważ Pani Ula to jedna z tych kucharek - wymiataczek, co zawsze robi "na oko".
I tak podejście nr. 1 dobrych parę lat wstecz, wyszło ale obyło się bez fanfarów. Jednak dziś, obawiając się porażki zrobiłam z połowy porcji i żałuję bo przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jest po prostu idealnym ciastem drożdżowym.
I choć jestem za pieczeniem raczej zdrowych wypieków to wyznaje jednak jedną zasadę - jeśli masz ochotę na ciasto nie ważne czy zdrowe czy mniej - upiecz je sam !
Dotyczy nie tylko ciast i sprawdza się doskonale :)

Podobno drożdżowe są raczej z tych trudniejszych  - dlatego swoje nazwę - "Ciasto - Mamie się upiecze".
Skróciłam i uprościłam przepis, bo pierwowzoru sama nie ogarniam ;)))

Składniki: (podaję na mniejszą porcję, i tak wychodzi dużo)

0,5 kg mąki pszennej
3 całe jajka, 1 żółtko
0,5 szklanki cukru
0,5 kostki świeżych drożdży
1/5 szklanki oleju bezsmakowego np. z pestek winogron, słonecznikowy itp.
1/4 kostki masła
mleko w temp pokojowej (u mnie roślinne) - nie więcej jak z pół szklanki
szczypta soli

Mąkę przesiać. Rozpuścić masło, dodać olej a po ostudzeniu wymieszać z 1/2 szklanki mąki.
W osobnej misce jajka ubić z cukrem.
Drożdże rozpuścić w 1/4 szklanki ciepłej wody, dodać łyżkę cukru i tyle mąki aby po wymieszaniu masa miała konsystencję gęstej śmietany. Następnie pozostawić do wyrastania (polecam dość duży kubek lub miskę). Masę z jajek stopniowo dodawać do pozostałej mąki do uzyskania jednolitej masy. Dodać wyrośnięte drożdże, wyrabiać a w międzyczasie podlewać mlekiem. Dodać masę z masła i jeśli będzie potrzeba dolać jeszcze mleka. Mleka dodajemy tak aby ciasto było w miarę lejące. Pani Ula podkreślała - TAK, BY NIE BYŁO ZWARTE!!!


Ponieważ u nas jest już dość chłodno, ciasto na czas wyrastania przykryłam ściereczką i włożyłam do bardzo lekko nagrzanego piekarnika. Wyrastało niecałą godzinę.



Wyrośnięte ciasto przełożyć do formy wysmarowanej masłem do połowy wysokości (rośnie wysokie). Następnie pokryć owocami a owoce kruszonką.


Kruszonka: (dużo kruszonki)
0,5 kostki masła
1/4 szklanki cukru
mąka - dodajemy tyle aż powstanie kruszonka

Ciasto wstawić do lekko nagrzanego piekarnika. Piec w 200 stopniach przez 40 - 45 minut.

Smacznego !




wtorek, września 29

" Z twoich ramion widzę ..."


Wspaniała, wielka poetka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. 
Pierwszym tomikiem poezji jaki chwyciłam i przeczytałam od początku do końca zaznaczając te "naj" były Jej erotyki. 
Dziś nastrój mam nostalgiczny. 
Kąpiel, świeczka, kieliszek wina i ... spać ;) 


piątek, września 25

Szczęście to ...


Obserwując wczoraj synka bawiącego się maleńką klamerką dobre 30 minut pomyślałam, że dostrzegania i odczuwania szczęścia powinnyśmy się uczyć od małych dzieci. Chyba żaden dorosły nie potrafi tak cieszyć się z drobiazgów jak te małe istotki.
Może szczęściem jest umiejętność dostrzegania piękna w niuansach a człowiekiem szczęśliwym można nazwać tego, który odnajduje swój uśmiech w najmniejszej błahostce ?

Byłoby niedorzecznym napisać czym ogólnie jest szczęście, bo zdaje sobie sprawę, że każdy ma je dla siebie. Każdego uszczęśliwia co innego.

Usiadłam więc i zastanowiłam się co sprawia, że i ja się uśmiecham.
Co daje mi szczęście ?
Szczęście to ...
                       dostrzegać swoje odbicie w oczach synów.
To zapachy koperku i jesieni w lesie. To potrafić się śmiać z samej z siebie. To kawa wypita z przyjaciółką. Numery zapisane w telefonie, które pokazują ilu ludzi jest na wyciągnięcie ręki. To pierwszy znaleziony pączek na drzewie wiosną. Łyk herbaty z miodem i  pościel w zimowe noce. To usłyszeć w radiu ukochaną piosenkę i móc ją zaśpiewać z autorem.
                     Szczęście to pierwsze wypowiedziane "mama" i pierwsze "stuk puk" łyżeczki na wybijający się ząbek. To szumiące drzewa i fale uderzające o brzeg. Konfitury zamykane w słoikach i ciasto wyjęte właśnie z piekarnika. To głos przyjaciela w telefonie mówiący "co słychać"? To wieczory spędzone na czytaniu wierszy księdza Twardowskiego. Opowiadania babci o jej dzieciństwie. Każde usłyszane "jestem w ciąży" czy "właśnie urodziła".
                    Szczęście to zdmuchiwanie świeczek co roku na torcie. Lody czekoladowe. Spacer w deszczu bez parasola. Piękne wspomnienia.
                     Szczęście to wstać lewą nogą a potem przeczytać na blogu :  
   "Czasami mam wrażenie, że - gdy zmęczona po trudach dnia codziennego - słodko śpię - Ty zakradasz się cichutko do mnie i.. .bezczelnie ;P kradniesz moje myśli :) Bo czytając Twojego bloga jakbym „czytała siebie”... Hmmm czy to możliwe żeby dwie osoby były aż tak do siebie podobne??? Te same poglądy na temat dzieci, wychowania, życia... ba! zdrowego trybu życia;) ...aczkolwiek nie ukrywam, że co do ostatniego to dopiero raczkuje...i proszę o więcej przepisów, porad, zdjęć;-) Te same (nooo dooobra-podobne;-) ) problemy, refleksje, ta same piosenki uwielbiamy, kochamy ... JESTEM TWOJĄ FANKĄ!! Jak dla mnie - jesteś mistrzem pisania;) I nie ukrywam,że trochę ( grrr a nawet bardzo) zazdroszczę. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.. Oby częściej, oby więcej" .
                   Szczęście to karuzela łańcuchowa. To babka wielkanocna i "Cicha noc" zaśpiewana z rodziną. Zapach świeżych ziół i kawy o poranku. Wieczorna, błoga cisza w domu. Promienie słońca witające cię wesoło o świcie. Tęcza. Każda książka otrzymana w prezencie. To mieć poczucie właściwie obranej drogi. Poklepanie po ramieniu. Uśmiech człowieka mijanego na spacerze. Życzliwość sprzedawcy w sklepie spożywczym. Fałszowanie pod prysznicem repertuaru Beaty Kozidrak.
                  Szczęście to oglądać "fasolki" na USG a potem tulić te fasolki do serca. Prawo jazdy. Pobudka w dobrym nastroju. Suszenie ziół. Szpilki na nogach. Zmywarka przy otwartej nienawiści do mycia naczyń. Wieczory z Carrie Bradshaw. Masaż stóp.
                    Szczęście to wiedzieć, że ktoś cię rozumie. Słuchanie chóru w Kościele. Łzy spływające przy każdym wypowiedzianym  "tak" panny młodej. Peeling do ciała o zapachu czekolady.
                    Szczęście to zdać sobie sprawę, że Taka Sobie Idealna ma 4 tysiące wyświetleń. To wspominać pierwsze zakochanie i pierwsze zerwanie także. To odnalezienie przebiśniegów po długiej zimie. To wyjście na sanki i grzane wino z pomarańczą.
                    Szczęście to dodać komuś otuchy. Nauczyć się własnego błędu na pamięć. To siła by powiedzieć NIE. Rozstępy na brzuchu ciążowym. Cytowanie ukochanego wiersza. To zapach róż w ogródku i kolory jesiennych liści. To ślizganie się po zamarzniętych kałużach.
                    Szczęście to spacer po linie - w marzeniach. Sny, które mają się nie skończyć oraz takie, po których budzimy się z myślą "to tylko sen, na szczęście".

No właśnie, na szczęście. Zaczynając ten post miałam zamiar podzielić się tym gdzie ja odnajduję szczęście a odkryłam coś ważnego. Każdy z nas jest ogromnym szczęściarzem lecz nie każdy a mogę się nawet założyć, że tylko garstka z nas potrafi to dostrzec.
Dzięki temu odkryłam swoje małe - wielkie szczęścia. Aż tyle ich ? No właśnie ! Aż tyle :) Znów to powtórzę - niesamowite, prawda ?

Polecam Wam wypisanie swojej prywatnej listy szczęścia. Odkryjecie to samo co ja.
Może warto by mieć ją w zasięgu rąk aby w chwilach zwątpienia przypominać sobie o tych małych - wielkich rzeczach ?
I ostatnie - szczęście to dostrzec rzeczy, których się wcześniej nie zauważyło.
Ty też jesteś szczęściarzem. Swoje osobiste szczęście posiadasz na wyłączność. Tylko czy je dostrzegasz ? Może czas je oswoić ?



wtorek, września 22

Żłobek ?! O matko !




- To żłobkowe dzieci ? Nie ? Aaa to dobrze, lepiej jak są w domu...
- Chodzą do żłobka ? Mój chodzi i jesteśmy zadowoleni...
- Ja do żłobka bym nie dała...
I tak ze skrajności w skrajność. Ile ludzi, tyle wygłoszonych opinii. Jednakże ciężko zdecydować się na takie kroki, w których w grę wchodzi dobro dzieci. Jak wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia a wszechwiedzącą mądrością rzucają najczęściej osoby mające w temacie wiedzę najskromniejszą. I tak jeszcze kilka lat temu byłam zagorzałą zwolenniczką nie "zsyłania" dzieci (przynajmniej moich nienarodzonych) do żadnej instytucji przed skończeniem przez nich 3 roku życia. Argumentów było kilka. Po pierwsze z mamą przecież najlepiej. Po drugie - że osobowość kształtuje się do 3 roku a w domu będę mieć na to większy wpływ, że choroby, że zła dieta. I ostatni - nie pozostaje mi nic innego jak przyznać przed samą sobą, że również z egoistycznych pobudek - by dziecko mieć po prostu przy sobie i tyle.
Jednakże jak już wyżej wspominałam poglądy poszły w siną dal a kiedy wróciły - odmieniły się nie do poznania. Może moje podejście nie uległoby tak diametralnej zmianie gdyby nie Bliźniaki. Może urodziłabym pierwsze dziecko, zaraz drugie i tak tkwiłabym sobie w błogiej maminej atmosferze. Lecz z nimi wszystko jest inne, wszystko na przekór, inaczej. Moje rodzicielskie założenia, poglądy idą na łeb na szyję kiedy zaczynam się zmagać z kolejnym bliźniaczym wyzwaniem.

Kiedy dzieci zaczynają się nam wydawać na tyle "dorosłe", że zaczynamy zastanawiać się nad ich społecznymi potrzebami, pojawia się pytanie - i co teraz ? Klub malucha ? Żłobek ? Jakieś inne zajęcia ? A może mama wystarczy ? Kiedyś pomyślałabym, że dziecko 1,5 roczne jest zbyt małe na "cokolwiek" jednak patrząc na swoje dzieci widzę jak bardzo się myliłam. Nie są już dzidziami. Są małymi chłopcami. Potrafią pokazać czego potrzebują, czego nie chcą, co lubią. Kłócą się o każdą potrawę jedzoną własnoręcznie, widelcem. Śpiewają po swojemu, tańczą jak ktoś tańczy, śmieją się z naszych figli i potrafią specjalnie rozśmieszać. Mają odmienne charaktery i walczą o swoje zawzięcie. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Codziennie widzę chłopców krzątających się od rana w poszukiwaniu czegoś nowego, innych bodźców, cudów a przez ich brak - wariowania do potęgi, z nudów. Dlatego wiem, że choćbym wymyślała najlepsze zabawy świata nie jestem w stanie zapewnić im tego, co dostaną w żłobku. W dodatku nieumiejętność dzielenia się mamą, walka o uwagę, zazdrość o każdą zabawkę, którą brat zamierza się właśnie bawić, marudzenie, wymuszanie, płacze i krzyki po jakimś czasie przytłaczają. Totalny harmider i istny rollercoaster dają się we znaki. I w tym całym zamieszaniu staram się jeszcze zorganizować czas na ogarnianie domu, jedzenia i życia. A czas dla siebie wydzielam skromniutko jak cały dom już słodko śpi.
W żłobku nauczą się samodzielności, dzielenia i cierpliwości. Będzie to ich pierwsza szkoła życia. Stworzą relacje międzyludzkie, zobaczą inny świat. Oprócz tego - nowe zabawki, nieznane piosenki, wierszyki, zabawy. Duże boisko i plac zabaw... Będą biegać do woli, bo żywe to dzieci, oj żywe.

Jak każda matka kocham swoich synów jak stąd na Księżyc, lecz nie będę ukrywać - siedzenie w domu przez siedem dni w tygodniu dłuży się okrutnie i staje się nudne. Godziny mijają flegmatycznie, monotonność mdli na samą tylko myśl a dzień świstaka napawa obrzydzeniem. Nagle zaczyna brakować cierpliwości, pojawia się stres i nerwy, często niepotrzebne. Jeśli do tej mieszanki dołożymy brak pomocy oraz zmęczenie to nawet zwolenniczkom ciepłych skarpet może się ta rutyna zwyczajnie sprzykrzyć.
Jest jeszcze jedna sprawa. Mama czuję, że chce zacząć spełniać kolejne marzenia i ma ogromną chęć przenosić góry - bo jak nie ona to kto, bo jak nie teraz to kiedy ? A w dodatku chce zawojować świat i uda się jej to nawet z dziećmi pod pachą..!? Powinna się poddać czy działać ?
Patrząc w dodatku na tą całą nagonkę, którą nakręca się wokół matek. Pracuj. Wychowuj. Sprzątaj. Gotuj. Oczywiście możemy się temuż zjawisku nie poddać. Bądźmy jednak mądre i nawet piszmy wiersze, lecz gdy z każdego kąta dobiegają słowa - a ona to, a tamto tamto - nakręcamy się w tym. Stresujemy, że czas nam ucieka, że dni przelatują przez palce w nic-nie-robieniu. Że przecież wstyd. Że siedzenie w domu nie uszlachetnia.  BZDURY.

Z tego właśnie koktajlu myśli zrodziło się moje postanowienie. Postawiłam na żłobek. Przestałam uważać go za zło konieczne a siebie za wyrodną matkę, a robiąc końcowy rozrachunek widzę w tym same plusy i niech tak zostanie.
Patrząc z mojej strony - wygeneruję w ten sposób czas dla siebie. Na wyciszenie, zebranie myśli, na pisanie. Na szukanie innych możliwości i skupienie się na nowych perspektywach. Na ogarnięcie bałaganu dnia codziennego. Na kawę z koleżanką. Na zajęcia czy to sportowe - JA?! czy też edukacyjne np. języki. Na rehabilitację, którą odkładam w nieskończoność. Na gotowanie wreszcie o normalnych godzinach, dzięki czemu wieczory będą spokojniejsze. Ponadto wprowadzimy do naszej rutyny nową rutynę - zawsze to jakaś zmiana a dni będą mijały intensywniej. Każda mama wie jak dłuży się czas od 7:00 do 20:00... W nieskończoność. Prawda ?
Zdecydowaliśmy się na początek na 5 godzin dziennie. Tylko albo aż. Zobaczymy. Oczywiście nie byłabym sobą jakbym się tego kroku nie bała. Boję się oczywiście, lecz intuicja podpowiada mi, że idę w dobrym kierunku. A przysługę robię nie tylko sobie ale także dzieciom, dlatego do każdego wypowiedzianego - O matko ! - dopowiem sobie w myślach - O matko jesteś najlepsza ! A zdania nie zmienię.
I jeszcze jedno - szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci a szczęśliwe dzieci to szczęśliwa mama.

poniedziałek, września 14

Szczęśliwi tetrycy



Szum deszczu zalewa wieczorną ciszę a ja uśpiwszy cały dom, w smugach melodyjnych wygrywających sonatę na parapetach, myślę o klipie, który obejrzałam - "Streets Of  Love".
Stworzył go Terrific Sunday z Poznania. Jak dla mnie reprezentuje meeega poziom choć nie mnie oceniać - żadna ze mnie znawczyni. Zrobił na mnie wrażenie. I to spore a każdy jest znawcą swojego gustu. No i  powszechnie wiadomo, że o gustach się nie rozprawia. Po prostu.

Czy zastanawiasz się czasem w jakim miejscu będziesz za 30, 40, 50 lat ? Ja tak.
Czy będę szczęśliwa ? Czy spełnię choć część swoich marzeń ? Czy będę mieć rodzinę, wnuki ? Czy będę zdrowa ? Czy będę ?

Nawet jeśli teraz jest się w takim momencie życia, w którym nie chciało się znaleźć lub wręcz odwrotnie - jest to najszczęśliwszy etap drogi przeżytej dotychczas.
Albo szuka się swojego nieba i nie wie, w którą stronę podążyć. Łatwo jest utknąć w matni a wiadomo jak trudno jest pokonać siebie by następnie pokonać przeciwności losu. By mieć siłę i walczyć o rzeczywistość piękniejszą od marzeń.

Może jesteś zarobioną bizneswoman nie mającą w swoim zalatanym życiu miejsca na rodzinę, nawet na myśli o niej. Może twoim priorytetem jest piąć się na szczyt po ścieżkach trudnych aczkolwiek satysfakcjonujących. Może kochasz swoją pracę bardziej niż domek na prerii i nie chcesz po prostu zwyczajnie nie chcesz. Dzieci ? Męża ? Partnera ?
A może tęsknisz do kogoś, kogo w twoim życiu nie ma ? Do kogoś, kto postawi fundament waszej miłości byś ty zbudowała na nim to co najwspanialsze i najtrwalsze. Kogoś kto wypełni pustkę, uszczęśliwi smutne dni, da wsparcie i poczucie bezpieczeństwa.
Może już masz do kogo wracać, opowiadać o napotkanych trudach i liczyć na wsparcie. Posiadasz już miejsce, w którym ogrzejesz zmarznięte dłonie. Masz komu szeptać "kocham cię" i komu czytać bajki na dobranoc. Tak czy inaczej takie myśli przychodzą do głowy...

Myślę, że niezależnie od momentu w jakim się teraz znajduję, za te parędziesiąt lat chcę być cholernie szczęśliwa. Z przyprószonymi siwizną włosami tańczyć nocą w deszczu. Jeśli będę sama - poczuć setki motyli, zakochać się i fruwać. Spacerować do białego rana nie myśląc na te kilka godzin o reumatyzmie ;) Spotykać nowych ludzi, poznawać nowe smaki, flirtować, pić piwo, wódkę, znów piwo. Mieć kaca - małego. Dostawać śniadanie do łóżka i leniuchować śmiejąc się do woli i mieć młodą duszę.
A jeśli będę kochana z rodziną i mężem u boku, wtedy będę wiedzieć, że życie dostarczyło mi jednak prezent jeden z tych najwspanialszych, do rąk własnych, priorytetem. Poproszę wtedy o zdrowie i tyle.

Zainspirował mnie ten teledysk. Wycisnął myśli bym mogła je dokładnie obejrzeć. Zrobiłam to i co ? I też tak chcę. Chcę być "szczęśliwym tetrykiem". Pytanie natomiast nasuwa się jedno. Kiedy zacząć ? No właśnie kiedy ... Może już dziś ?


Jestem ciekawa czy na Was także wywarł takie wrażenie ?


niedziela, września 13

Chleb




Nie będę się tutaj zbyt rozpisywać. Ten chleb trzeba po prostu upiec. A potem kroić wielkie, chrupiące pajdy i jeść do woli.

Zaczyn:
360 g mąki żytniej (najlepiej typ 720)
300 g wody
2 łyżki zakwasu (zakwas 12 godzin przed przygotowaniem zaczynu wyciągnąć z lodówki, dodać dwie łyżki mąki i dwie łyżki wody, wymieszać i odczekać aż się uaktywni)

Składniki zaczynu wymieszać w misce, przykryć bawełnianą ściereczką i pozostawić na 12 - 16 godzin.

Ciasto właściwe:
230 g mąki żytniej
300 g mąki pszennej (ja daję orkiszową)
400 g wody
1 płaska łyżeczka soli
4 łyżeczki mielonego siemienia lnianego (można pominąć)




Do zaczynu dodać pozostałe składniki i dokładnie mieszać. Przykryć ściereczką i pozostawić na kilka godzin do wyrośnięcia.

Po tym czasie nagrzać piekarnik wraz z formą do pieczenia do 230 stopni.
Wyciągnąć gorącą formę, przełożyć do niej ciasto, obsypać lekko mąką i włożyć do piekarnika.
Piec przez 15 minut w 230 stopniach. Następnie zmniejszyć temperaturę do 220 i piec jeszcze przez 30 - 40 minut. (Jeśli zbyt mocno się przypieka możemy go przykryć folią aluminiową). Po upieczeniu koniecznie wyciągnąć z formy i dokładnie wystudzić.

Pieczenie chleba może wydawać się czasochłonne, jednakże gdy już wejdzie w krew zobaczycie, że nie wymaga dużo zaangażowania a nawet staje się przyjemnością.

Oryginalny przepis pochodzi ze strony pracowniawypiekow.pl

piątek, września 11

Ogórki Dziadka i tylko Dziadka ;)





Zawsze gdy zostawało już tylko kilka słoików tych sławetnych ogórków, Dziadek otwierając każdy kolejny chował go w lodówce na najniższej półce, zakrywając czym się dało bym go tylko nie znalazła :) uwielbiał te ogórki równie mocno jak ja. Odkąd podyktował mi przepis, robię je każdego lata.
Chrupiące, pikantne, słodko - słone, lekko czosnkowe. Przepyszne !
Potwierdzeniem jest fakt, iż każdy kto choć raz dostał je w prezencie, z utęsknieniem czeka na kolejny słoiczek :)))

1,5 kg ogórków
4 duże ząbki czosnku
1/3 łyżeczki chilli (można dodać więcej)
1,5 szklanki octu 10%
6 łyżek oleju
400-600 g cukru
4 łyżki soli

syrop: ocet + cukier + olej ------- zagotować



Ogórki (ze skórką) pokroić na ok. 3 mm plasterki.  Zasypać solą, wymieszać i pozostawić na 6 godzin.
Po 6 godzinach zlać sok. Dodać czosnek wyciśnięty przez praskę oraz chilli. Wszystko zalać gorącym syropem. Następnie odstawić na 12 godzin. Pachnie w kuchni tak smakowicie, że zawsze walczę z podjadaniem.
Po tym czasie przygotować słoiki - wyparzyć. Ogórki wkładać do słoików w taki sposób, by na wierzchu został syrop. Zakręcić. Nie gotować !

Sezon ogórkowy dobiega końca. Ja zdążyłam jeszcze kupić. Poszukajcie, kupcie i do dzieła ! Ojjj zasmakują, zobaczycie !







wtorek, września 8

Babki



W sobotę odwiedziło mnie kilka koleżanek. Zaprosiłam wcześniej sporo znajomych, parę dalszych, troszkę mi bliższych. Wszystkie, które poczułam, że chciałabym aby były. Jak wiadomo los lubi zabawę, dlatego wiele z nich nie dotarło. Wcześniejsze plany, pochorowane dzieci, a to wakacje, a to spotkania itd. itd.
Tak więc z całej zaproszonej gromady spotkało się pod jednym dachem siedem dziewczyn. Niektóre z nich się nie znały, inne zaś ze słyszenia.
I wiecie co ? Nie, nie było walki na noże !  :)
Tak siedząc wśród nich, śmiejąc się, plotkując, opowiadając, żartując, jedząc, narzekając, wygłupiając, ...  poczułam, że to są naprawdę wspaniałe kobiety. W powietrzu unosił się duch zrozumienia i wsparcia. Nie było cienia zazdrości czy złośliwości. Były rady i chęć niesienia pomocy. Wspólne szukanie pomysłów, nowych idei, rozwiązań. Wspólne motywowanie się do spełniania marzeń i podnoszenie na duchu. W takich chwilach czujesz, że masz na kogo liczyć. Czujesz, że świat jednak nie oszalał, że jest ktoś, kto choćby tylko słowem ale wesprze cię na tyle, by dać siłę i werwę do walki z przeciwnościami. Do zmierzenia się z własnymi lękami, do chwycenia życia przemykającego właśnie obok i do wiary, że się to życie utrzyma w ryzach już na stałe.
Tych kilka Babek sprawiło, iż znów poczułam, jak dobrze mieć wspaniałych ludzi wokół siebie. Ile wnoszą do naszego życia za sprawą prostego "być". Jeśli tobie spada energia to oni cię nią zarażają. Jeśli jesteś na zakręcie, oni pomogą w poszukiwaniu dróg. To oni wierzą i nie pozwalają zapomnieć.
A w chwilach smutku, w poczuciu samotności, wizualizujesz sobie ich uśmiechnięte buzie i przypominasz, że gdzieś tam są, że nie jesteś sam. (I wiem co mówię, w niedziele sprawdziłam to na własnej skórze).

Dziękuję



środa, września 2

Wolny ptak



Dwa tygodnie temu obejrzałam film o Amy Winehouse. Od tamtej pory moje myśli krążą melancholijnie, wracając co jakiś czas do jednego tematu i nie pozwalają zapomnieć. Nie chcę zapomnieć.
Czuję, że Amy była zbyt wrażliwa, zbyt wątła na ten świat, że urodziła się nie w tym czasie, nie w tej epoce. Krucha romantyczka. Żyła chwilą, żyła dla miłości. Silny głos z delikatną duszą. Zbyt piękną duszą. Pozostawiła po sobie genialny głos, genialną muzykę i przeogromną pustkę. Mimo tego dała nam coś wiecznego, jak napisał Horacy "Exegi monumentum". Ona także "postawiła" swój pomnik, już za życia. Monumentalny, wzniosły, niedościgniony. Pomnik.
27
Kolejna WIELKA osoba. Zastanawia mnie co takiego jest w tej liczbie. Czy jest wyrazem przekleństwa czy mistycyzmu. Sama Amy powiedziała ponoć kiedyś, iż boi się, że nie przekroczy 27 lat, że umrze młodo. Do "klubu 27", przeklętego, elitarnego(?), legendarnego wstąpić mogą jedynie najlepsi, najlepsi w tym co robią, co czują i co odsyłają w wszechświat. Najlepsi lecz na tamten świat, dla tamtego świata. Za dobrzy, za mocni a jednocześnie zbyt delikatni by w tym, by tutaj się odnaleźć. By żyć.
Amy Winehouse, Janis Joplin, Jimi Hendrix, Jim Morrison, Kurt Cobain.

Znałam kiedyś taką Amy.
Osobę silną lecz cholernie wrażliwą, czułą lecz pełną pogardy dla świata. Kogoś, kogo można było pokochać w sekundę lub w sekundę znienawidzić, lecz nigdy nie pozostawało się obojętnym.
Kogoś o wzroku widzącym tylko czarne i białe. Nie było barw, nawet szarości. Były za to smutne, brązowe oczy o nieskończonej głębi. O niepewności i powadze, czasem dziecięcej radości a nawet strachu, czasami.
Nikt nie potrafił tak szyderczo patrzeć na ludzi. Potrafił w jednej chwili ocenić człowieka i dostrzec jego "niedoskonałości", prześmiewczo lecz epicko opisując je potem dogłębnie.
Nikt nie był tak spontaniczny, tak pełen chęci do życia, tak odważny. Na biwak zabierał maczetę, by "połówka" czuła się bezpieczna. Wybijał szyby by dostać się na dach wieżowca i zrobić romantyczną kolację o 24.Wstawał o 5 by przemierzyć pół miasta zanim wyjedzie do szkoły, by na wycieraczce zostawić karteczkę "Miłego dnia ...". Potrafił nie spać, by pisać o sobie, by pisać myśli. Tworzyć. Kogoś kto widział słońce w deszczu, by wyciągnąć na spacer. Samotnika, który bał się samotności. Pewnego siebie lecz totalnie zagubionego. Zimnego a czułego jednocześnie. Szukającego ucieczki a uciekającego donikąd. Wracającego. Kogoś na kogo nikt nie zasługiwał, jednocześnie nie zasługując na nikogo.
Czytając jego wiersze, zwierzenia, przemyślenia wiem, że jestem szczęściarą. W maleńkim pudełeczku przechowuję zalążek spuścizny, który po sobie zostawił. Znam na pamięć, nierzadko wspominając.
Spędziłam z nim niewiele czasu. Nauczył mnie jednak sporo. Kotłuje się we mnie myśl wybiegająca zawsze naprzeciw innym: "żyj tak jakby jutra miało nie być". Nie były to puste słowa. Tak żył. Potrafił w jeden wieczór wydać wszystko co miał, nie bacząc na następny. Na to, że jest sam, że daleko od domu, od "pożyczki". Ciekawy świata, w kawiarniach przysiadał się do ludzi chcąc z nimi po prostu porozmawiać. Nie krępowała go obecność siostry zakonnej, nie zawstydzała grupa wykładowców, której pewnego dnia szyderczo zapytał czy potrafią jeszcze ze sobą rozmawiać czy tylko do siebie mówić. Był sobą jak mało kto.
Wierny, oddany. O tym jakim był przyjacielem nie będę dużo pisać. Najlepszym. Poprze mnie każdy, kto go znał.
On także był zbyt wrażliwy by należeć to tego świata. Widział świat inaczej niż my. Czuł.
27 jednak nie okazała się obca. Wchłonęła jego duszę.

I choć piszę przez wodospad łez, składam pokłon "mojemu" poecie.



"I znowu, znowu miłość bezsensowniejsza niż wszystko
 Do rozmokłych płaskich pól, do zrudziałych brzozowych listków
 Do byle jakich płotów co nad drogami się chwieją
 Do oczu ciemnobrązowych bez łez i bez nadziei
 Był człowiek wolny jak duch, był człowiek samotny jak obłok
 Zniósł wszystko, co było trzeba i nic mu się już zdarzyć nie mogło;
 Odczulił się od czułości, odżalił się od smętku i stąpał raźno i mocno
 I myślał jasno i prędko
 Teraz wszystko nieuchronne znów się dokoła zamyka:
 Popiół spalonych kości przylepia się do trzewika
 Każde źdźbło - ciężkie od wspomnień a
 Każdy kamień od krzywdy ...
 Oplata mnie twoja tkliwość 
 I nie opuści już nigdy !"

R.S.









                                                      "Free bird" Lynyrd Skynyrd



sobota, sierpnia 29

Kawa. Pijesz ?



Sącząc któregoś dnia poranną kawę przypomniało mi się pytanie Julii - Pisałaś, że starasz się unikać kawy, napiszesz dlaczego ? Odpisałam.
Niby znałam odpowiedź ale w zasadzie jedyną rzeczą, którą na sto procent wiem o kawie jest to, że kocham jej smak i zapach. Reszta to - jak mówią ciuchcie w ulubionej bajce Ryjków - "bujdy na resorach".
Pozostaje jeszcze jedna bezdyskusyjna kwestia.
Poranek bez kawy ? A do ciasteczka bo upiekłam ... Tylko latte bo słaba ... A to zapach tak kusi ...
NIE DA SIĘ ;)
Więc tak naszło a z weny nie należy żartować :) postanowiłam zakasać rękawy i dowiedzieć się to i owo na jej temat.

Spisałam to, co znalazłam i tym się z Wami dzielę.


 Właściwości kawy i plusy jej spożywania:
  • Kawa jest ogrzewająca, oznacza to, że wypycha energię i krew w kierunku głowy i ku zewnętrznym częściom ciała. 
  • Stymuluje działanie umysłu, ponieważ w swoim składzie zawiera kofeinę. Działa pobudzająco na ośrodkowy układ nerwowy. Ponadto wpływa na wzrost koncentracji i uwagi oraz poprawę koordynacji ruchowej a także zmniejsza uczucie zmęczenia, poprawia nastrój i zwiększa odczuwanie przyjemności. A wszystko za sprawą działania kofeiny (a raczej tego w co się przekształca w organizmie - teofiliny i teobrominy) na zwiększenie wydzielania neuroprzekaźników tj. dopamina, serotonina, acetylocholina i noradrenalina. Jej pobudzające właściwości były przez wieki wykorzystywane do wybudzania się po ciężkiej czy nieprzespanej nocy, trzeźwieniu po zatruciu alkoholowym jak również przedawkowaniu narkotyków. 
  • Zwiększa przepływ krwi przez nerki - działanie moczopędne. Z tego względu powinniśmy pilnować odpowiedniego nawodnienia ciała -  pijąc kawę często wydalamy więcej wody niż przyjmujemy.
  •  Za sprawą wysokiej zawartości błonnika pobudza perystaltykę jelit, dlatego działa jako środek przeczyszczający. Dzięki tym właściwościom oczyszcza jelito przeciwdziałając zaparciom. Jednakże niewskazane jest spożywanie jej u osób z chorobą wrzodową żołądka i dwunastnicy - zwiększa wydzielanie kwasu solnego poprzez drażnienie komórek okładzinowych żołądka.
  •  Pomaga przejść okres ociężałości po zjedzeniu zbyt tłustych, ciężkostrawnych pokarmów.
  •  Ma wpływ na ciśnienie tętnicze krwi oraz częstość rytmu serca (działanie kofeiny). Wbrew opinii, którą zyskała - kofeina nie podnosi, a wręcz obniża ciśnienie tętnicze krwi dzięki zmniejszaniu napięcia mięśni gładkich naczyń krwionośnych. Jednocześnie poprzez wydzielanie adrenaliny zwiększa częstość uderzeń serca na minutę, co może wywoływać uczucie pobudzenia. Sama kofeina nie wpływa na gospodarkę lipidową organizmu, czyli jeden z głównych czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. A wzrost ryzyka zapadalności na choroby sercowo-naczyniowe zależny jest od rodzaju i sposobu produkcji samej kawy i wynika z właściwości innych związków chemicznych w niej zawartych.
  • Okłady z kawowych fusów przyspieszają leczenie siniaków oraz łagodzą miejsca po ukąszeniach owadów.
  • Kofeina przyspiesza przemianę materii oraz pobudza spalanie tkanki tłuszczowej, dlatego bardzo często jest składnikiem preparatów do zwalczania cellulitu. 
  • Rozszerza oskrzela (kofeina) rozkurczając mięśnie gładkie oraz zwiększa częstość nabieranych oddechów. Osłabia objawy astmy.
  • Zawarte w kawie antyoksydanty mogą chronić organizm przed tworzeniem się reakcji wolnorodnikowych odpowiedzialnych za powstawanie komórek nowotworowych.
  • Kwasy organiczne zawarte w kawie działają korzystnie na system odpornościowy np. poprzez obniżenie ilości histaminy, substancji wywołującej stany alergiczne.
  • Kawa a choroba Alzheimera - badania podają, iż u osób z łagodnymi zaburzeniami pamięci, które piją ok. 3 filiżanek kawy dziennie nie rozwinie się choroba lub przynajmniej jej rozwój będzie opóźniony. (Co najmniej u 15 % pacjentów z łagodnymi zaburzeniami pamięci w ciągu roku rozwija się pełnoobjawowa choroba Alzheimer).
  • Inne badania dowodzą, że kofeina nie tylko pomaga zapobiegać chorobie Parkinsona lecz także zredukować w pewnym stopniu objawy u osób już chorych. "Kofeina wydaje się zapobiegać zaburzeniom sygnałów nerwowych występujących przy chorobie Parkinsona".
  • Skuteczna w leczeniu  migreny o etiologii naczyniowej.
  • Lewatywy z kawy nadal uznawane są za najbezpieczniejszą metodę jej wewnętrznego zastosowania. Mogą mieć zbawienny wpływ w przypadku leczenia choroby nowotworowej. (Intensywne leczenie nowotworu obciąża wątrobę, dlatego tak ważne jest jej odtruwanie. Tu pojawia się właśnie ten zbawienny wpływ lewatywy, która pobudza wątrobę  a ta zaś "wyrzuca toksyny" poprzez przewody żółciowe). Dodatkowo lewatywa z kawy wspiera dializę toksycznych substancji z krwi poprzez ścianę jelita grubego.


Przyjrzyjmy się minusom spożywania kawy:

  • U osób pijących kawę o ok. 20 % wzrasta prawdopodobieństwo wystąpienia raka dróg moczowych i pęcherza moczowego (inne źródła podają, iż kawa poprzez swoje właściwości moczopędne zmniejsza ryzyko wystąpienia nowotworu pęcherza moczowego).
  • Picie kawy podczas ciąży zwiększa ryzyko poronienia oraz wad wrodzonych płodu - twierdzenie to odnosi się do dużej ilości wypijanej kawy. Umiarkowane spożycie kawy jest "bezpieczne" natomiast nadużycie wypijanych filiżanek tego napoju może szkodzić zarówno ciężarnej jak i nienarodzonemu dziecku. W organizmie kobiety w ciąży metabolizm kofeiny jest znacznie wydłużony przez co utrzymuje się ona dłużej. Pamiętajmy, że kofeina oraz metabolity przechodzą swobodnie przez łożysko do płodu.
  • Spożywanie kawy wiąże się bezpośrednio z rakiem trzustki i atakiem serca - im większe ilości wypijanej kawy tym większe ryzyko wystąpienia.
  • Podwyższa poziom cholesterolu, za co odpowiedzialne są diterpeny, jednakże ich zawartość zależna jest od rodzaju kawy i sposobu zaparzania. Największą zawartość tych związków znajdziemy w kawie parzonej po turecku oraz zalewanej wrzątkiem. Mniej szkodliwa jest kawa filtrowana przez filtr papierowy i kawa rozpuszczalna.
  • Kawa zawiera kwas, który wytrawia kosmki jelita cienkiego, przez co zostaje utrudnione przyswajanie składników pokarmowych. Pojawia się niedobór wapnia i innych minerałów.
  • Kofeina wypłukuje wapń oraz magnez z układu kostnego, czyli sprzyja rozwojowi osteoporozy. Badania wykazały, iż jedna filiżanka mocnej kawy wypłukuje ok. 5 mg wapnia na dobę a wypita kawa podczas posiłku składającego się z mięsa może zmniejszyć przyswajalność żelaza nawet
    o 40 %.

Pamiętajmy, że kawa nie dostarcza organizmowi energii lecz stymuluje tylko jego układ nerwowy sabotując przekazywanymi sygnałami: "zmęczenie zlikwidowane, działamy dalej".


 Po jaką kawę sięgać ?

Ilu kawoszy tylu zwolenników oraz przeciwników. Kawa rozpuszczalna (instant) posiada niewątpliwie walory praktyczne a głównym z nich jest szybkość przygotowania i brak fusów. Aby taka powstała, ziarna kawy poddaje się długotrwałym i złożonym procesom technologicznym. Używa się rozpuszczalników na bazie ropy naftowej do usuwania kofeiny oraz innych chemikaliów, by przekształcić ją w łatwo rozpuszczalną.
Korzystniejsza dla zdrowia wydaje się kawa mielona. Lecz oleje w niej zawarte szybko jełczeją po zmieleniu, dlatego najlepiej stosować pochodzące z ekologicznych upraw całe ziarna kawy, zmielone przed zaparzeniem. Dlaczego z upraw ekologicznych ? Ponieważ przy produkcji kawy stosuje się niebezpieczne substancje chemiczne - trujące opryski herbicydami i pestycydami.

Aby zmniejszyć szkodliwość kwasów zawartych w kawie można nabywać kawę już odkwaszoną lub zaopatrzyć się w ekspres, który usuwa szkodliwe kwasy metodą "zimnej wody".
Można także sporządzić taką kawę samodzielnie:
Wymieszać w szklanym naczyniu 30 g świeżo mielonej kawy z 8 filiżankami wody. Umieścić mieszaninę w chłodnym miejscu na 16 godzin. Przecedzić płyn przez filtr papierowy, przelać do naczynia i szczelnie zamknąć. Tak przygotowany koncentrat można przechowywać w lodówce do dwóch tygodni. Aby przygotować kawę potrzeba 1-2 łyżeczki naszego koncentratu/ekstraktu  oraz 250 ml gorącej wody, po wymieszaniu kawa nadaje się do spożycia.

 "Bezpieczna" dawka kofeiny dla osoby dorosłej wynosi ok. 600 mg na dobę - jakieś 2-3 filiżanki. Dla kobiety w ciąży 300 mg na dobę.
Obserwuje się reakcje niepożądane m.in. pobudzenie, niepokój i lęk, nerwowość, zaburzenia snu, drżenie rąk, kołatanie serca. Dawka śmiertelna dla zdrowego dorosłego człowieka wynosi ok. 10 g lub 150 mg na kg masy ciała. Śmierć wywołana jest przeważnie ciężkimi zaburzeniami rytmu serca (migotaniem komór).

"Regularne przyjmowanie kofeiny powoduje wytworzenie się tolerancji na jej działanie i z czasem uzyskanie tego samego efektu pobudzającego wymaga zażywania coraz większych dawek".

Oczywiście tak jak we wszystkim na świecie i tutaj obserwuje się plusy oraz minusy. Jeśli nie wiemy, który argument mocniej do nas przemawia a do tego naukowcy nie są w stanie jednoznacznie określić: pić czy nie pić ... Pozostają dwie najlepsze i najlepiej współgrające ze sobą zasady.
Złoty środek i zdrowy rozsądek.











Źródła:
Bator J. "Zamień chemię na jedzenie"
Pitchford P. "Odżywianie dla zdrowia", Wydanie 3, Dodruk 2014
http://www.punktzdrowia.pl/zdrowie/w%C5%82a%C5%9Bciwo%C5%9Bci-biologiczne-kofeiny
https://www.dobrydietetyk.pl/czytelnia/182/mala-czarna/
http://www.poradnikzdrowie.pl/ciaza-i-macierzynstwo/ciaza/kawa-w-ciazy-jaki-wplyw-na-ciaze-ma-picie-kawy_35126.html
http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,391166,kawa-moze-pomoc-zlagodzic-objawy-choroby-parkinsona.html