czwartek, lipca 30

Cała ja



Nazwa była, chęci były więc pytam się dlaczego? Pytać mogę, choć odpowiedź jest mi doooobrze znana. Ojjj jak dobrze ją znam. JEGO słodkość i błogość czasem biorą mnie do niewoli i ciągną na amarantową kanapę, szapcząc cichutko ... Połóż się i leż i i leż... Niezdyscyplinowane, wyrafinowane LENISTWO. Choć w ostatnim czasie tylko za nim tęsknię i jeśli przeczucie nie myli a raczej mylić nie potrafi, na długie lata pozostanie mi wyłącznie pisanie doń listów jak do starego, wiernego przyjaciela.

Kolejnym "problemem" była tematyka bloga. Odwieczna walka między kuchnią, modą, książkami, poezją, felietonami o.... itd. itd. rodzicielstwem w ostatniej przeszłości czy jak to się modnie nazywa parentingiem ... sprawiły, że w głowie zrodziła się miłość do tak wielu rzeczy. I nic nie pomogły - Kobieto puchu marny! Podejmij wreszcie jakąś decyzję. Rusz głową! sobie powtarzać. Albo bezpieczne - spokojnie sobie zwlekaj, czasu przecież jest pod dostatkiem, (idiotko).

O dzieciach chciałam pisać dniami i nocami, o poezji z natchnieniem, o kuchni z codziennością i smakiem, o modzie wszem i wobec, o książkach z mądrością, felietony z pomysłem, o diecie ze zdrowiem, urodę zaś pięknem potraktować i tak pisać i pisać nieskończenie.

 Lata dosłownie mijały, czas dłużył sie jak droga na wakacje. Zdążyłam dzieci urodzić - nawet dwoje ;) pomyśleć tysiące razy, iż blogi to z mody już dawno wyruszyły, na poszukiwanie nowego źródła masowej popularności. Nie raz nie dwa, że to za trudne, że dla romantyczek są pamiętniki...

Aż wreszcie do mnie dotarło, że MÓJ blog będzie taki jak JA.
Ciepły, pełen pomysłów, lekko sarkastyczny, czasem krytyczny, niezdecydowany, pełen empatii, walczący z wiarą w siebie, pełen miłości, romantyczny, głupio-mądry, smakowity, zdrowy, z ogromną ilością ziół i kaszy jaglanej. Kilkoma książkami naraz. Nie walczący o uznanie każdego, lecz trafiający chociaż do garstki. Z lekkim piórem i szaleństwem. O wszystkim i niczym.

A wszystko gwoli wyjaśnienia, spadających jak z nieba przepisów na Dziadkowe ogórki, które ze wspomnieniami wkładam do słoików każdego lata, zdjęć naparu z kwiatów bzu czarnego zebranego zupełnie niedawno, "Tego Drugiego" zaśpiewanego - Urszuli czy wyznań Jeremiego Przybory do swej największej Miłości.

Cała ja

poniedziałek, lipca 27

Cały ten świat



Wieczorna rutyna dziś też nas dopadła. Mleko. Zęby. Kąpiel. Chwila na dopieszczenie i "dosennienie". Oskar jak zawsze gdzieś tam, z brakiem czasu na buziaka, wojuje. Tobiasza natomiast zwyczajem, przyjęło się nieodstępowanie mamy lub taty na krok (chyba, że pradziadek jest obok - chcąc nie chcąc dostajemy przymusowe wolne). Usiadłam więc wtulona w małego Koalę. Z ust "Wlazł kotek na płotek" popłynął strudzenie, lekko zafałszowany.
 I tak pomyślałam o wielkim świecie.  Nieosiągalnym mniej lub bardziej, odległym dalece lub nawet nie aż. Gdzieś kiedyś wymarzonym, rysowanym, wyimaginowanym? może nie ...
Cały ON w momencie tulenia dziecka staje się niczym, marnym punktem w historii mapy naszych marzeń. W takiej chwili uświadamiasz sobie, że wszystko co najważniejsze jest kruche,
maleńkie i siedzi ci na kolanach.


fot. Natalia Mrowińska

piątek, lipca 24

A to tylko cisza w domu.




Kocham tą ciszę w domu. Dzieci śniące o trudach 15 miesięcznego życia spokojnie otula Morfeusz. Wtedy mama ma czas na siebie i dla siebie. Chodzę, składam nasze (nie)idealne życie do kupy. Czasem coś w garnku zamieszam (czasem często;)) Krzątam się pokątnie z kieliszkiem wina i uśmiecham do swoich myśli. Napadnie mnie czasem chęć pisania, z którą WRESZCIE przestałam toczyć odwieczną walkę i dałam jej wolną rękę. Nie byłam łatwym przeciwnikiem.

I tak mnie natchnęło, że zawsze tak miałam tylko nie potrafiłam dostrzec potencjału. Nie brałam za atut, za coś, co może mnie wyróżnić. Najpewniej wszyscy to mają a co ja tam...
Znacie to?
Jakie to wspaniałe uczucie wiedzieć podświadomie, że jest się na dobrej drodze. Ten spokój ducha, którym się wtedy przesiąka i który przenika do kości.

 Ile rzeczy w życiu robimy wbrew sobie? Bo fajnie, bo korzyści, bo wypada, bo inni, bo kasa, bo lepiej. I co? Pozostaje papier, doświadczenie, banknoty i coś jeszcze - ogromna pustka. Musiałam skończyć jedne studia, kolejne, przeszukać tryliardy ogłoszeń o pracę, urodzić dzieci, dostać kopa i wszystko po to, by wsłuchać się w siebie.
I było warto.
Jak to ja, sama tego nie dostrzegłam. Nie byłam pierwsza. Miałam to szczęście, że ktoś zauważył i pokazał tej zaplątanej w myślach o przyszłości kobiecie na co ją stać. Za to jestem Jej niesamowicie wdzięczna.
Za szansę i za SIEBIE teraz.

Czasem pozwalamy by życie codzienne zagłuszyło wewnętrzne głosy, przekonania czy nasze marzenia. Jeśli wiesz o tym i zgadzasz się by tak żyć to okey. Jednakże jeśli szukasz, nie słuchaj nikogo. Słuchaj SIEBIE. Podążaj za tym co uszczęśliwia, co daje wewnętrzny spokój. Niekiedy to pierdoła - keyboard, szydełkowanie, pisanie wierszy czy robienie zdjęć przyjaciołom. Dla Ciebie może być pierdołą, dla innych może być niczym. Ale tak dziwnie się składa, iż rzeczy bezwartościowe mają największą wartość.

środa, lipca 22

Choć boję się być Ikarem ...




        Pierwszy post, ten wyśniony, wymarzony, nieprzespany miał napawać siłą o matce (nie)idealnej, rodzinie (nie)idealnej, szukaniem JA w natłoku bycia kimś innym niż SOBĄ. Spełnieniu tak długo wyczekiwanego marzenia - choć bardziej nawet adekwatnym byłoby - spięcia "doopy" i zrobienia czegoś o czym się nie tylko gada (czy aż;)) przez ostatnich kilka lat.
Będzie jednak przelaniem myśli, które krążą w głowie jak rollercoaster, wylaniem mydlin dotychczasowego jestestwa i dojrzewającym spraniem mózgu ... głównie sobie. (Słowo pisane ma większą wartość;)).
Przeczytałam ostatnio "Strefa komfortu to bardzo piękne miejsce, tylko nic w nim nie rośnie". Podpisuję się pod tym całą sobą. Calutkie życie unikałam utrudnień, problemów małych czy dużych, spraw drażliwych i uwierających. Teraz wiem, że nie warto. Nasze życie jest tak zaprojektowane byśmy mogli doznać wszystkiego. Szczęścia, radości, żalu, tony nerwów, setek uniesień, uśmiechów, łez, szczerości oraz kłamstwa, pracy raz dobrej raz niezadowalającej, zdrad, szaleństwa z miłości itd. itd.
 I chociaż chciałoby się od pewnych rzeczy uciec lub zwyczajnie je ominąć - nie da się. Wrócą. Dlatego piękne chwile warto chwytać garściami i zostawiać w zakamarkach pamięci, okropne - zaciskać zęby i być świadomym tego, że miną. A my przetrwamy silniejsi o nowe doświadczenia, dumni, że nam się udało, pewniejsi siebie, wierniejsi swoim przekonaniom i chętni do mierzenia się z kolejnymi etapami w życiu. Najpewniej, najlepsze dopiero przed nami, dlatego czas wstać, otrzepać okruchy tchórzostwa, lenistwa i kurzu i zrobić krok w przód. Poszukać nowych rozwiązań, poprosić o pomoc i działać, chociażby minimalnymi kroczkami. Pamiętajmy, że najlepiej wspomina się wchodzenie na szczyt a widoki są tylko uwieńczeniem ciężkiej wspinaczki. Poszukajmy nowych rzeczy, innych rozwiązań, pomocnych dłoni. Może się nagle okazać, że znajdziemy ich sporo. Przyjaciele są siłą. Garstka, która mówi jesteś dzielny, silny i wierzę w ciebie. Swoją wiarą są w stanie tchnąć w nas siłę i energię.
       Nie poddawajmy się. Nie spoczywajmy na laurach, odkładając marzenia na regał z niezrealizowanymi pamiątkami.

Jestem na początku tej drogi. Zaczynam rozprostowywać skrzydła, które już dawno zapomniały jak latać. I jestem z siebie ogromnie dumna. Choć boję się być Ikarem, robię krok w stronę nieba.