piątek, grudnia 25

Daj mi święty spokój !


Chciałabym Wam oraz sobie życzyć przede wszystkim spokoju. Chwili wytchnienia w bieganinie codzienności. Możliwości spędzania czasu sam na sam ze sobą. Odrobiny tak niezbędnego wyalienowania.

Dlaczego ?

Popełniłam wczoraj egzekucję na sobie i wybrałam się po prezenty do centrum handlowego.
Nagle słyszę:
- Wiesz, że nienawidzę mierzyć spodni. Wiesz, że nienawidzę Świąt. Przeszłam cały sklep z telefonem w ręce, nic nie biorę, bo ciągle gadamy. Ile można? Wiesz, że nie mam sekundy dla siebie a ty nawet na zakupach nie dajesz mi chwili. Dzwonisz co 5 minut. Jak mam cokolwiek kupić? Obrzydzisz mi tak gadanie, że przez ciebie nie odbiorę telefonu do końca Świąt. Mam dość! Nie dzwoń już! - I wrzuciła telefon do torby.

Zanim więc zadzwonicie, zapytacie, zamarudzicie - pomyślcie o tym co napisałam i podarujcie komuś spokój :)) To wyjątkowy prezent.

Wspaniałych Świąt Kochani <3




poniedziałek, grudnia 21

Coraz bliżej Święta


Święta zbliżają się wielkimi krokami i nie powiem w końcu zaczynam czuć, że nadchodzą. W domu Świątecznie, pierwsza Wigilia za mną i nawet prezenty już dostałam. Gwiazdki z nieba wypatruję codziennie więc się nie liczy ;)

Jedyne co, ... to mam piernikowego lenia. Wstyd się przyznać, ale pierników w tym roku nie będzie. Może ktoś poratuje ? Czekam na propozycje :)

Dziecięca radość przybliża do Świąt. Mam w domu dwa małe renifery. Za młode jednak by ciągnąć sanie Św. Mikołaja. Nie w tym roku, w tym im odpuszczę.










środa, grudnia 16

Najpiękniejsza rzecz dla rodzica

Bo najpiękniejsza rzecz dla rodzica to patrzenie na szczęście swoich dzieci.
.... Myślę też, że największym szczęściem dla dzieci jest posiadanie szczęśliwych rodziców.







poniedziałek, grudnia 14

Tory i koleiny czyli chcieć czegoś więcej

Miewasz czasem wrażenie, że życie gdzieś tam płynie, że dni pędzą nieubłaganie, godziny lecą w szale czasu ale w tym wszystkim nie ma ciebie? Że ty, to nie ty, a życie ... to już dawno nie jest twoje życie? Trochę tak, jakby się żyło życiem innej osoby, ale nie swoim, bo nie tak miało być. Nie ten czas, nie to miejsce. Marzenia niby te ale nie spełniasz ich szczególnie skrupulatnie i nie odhaczasz znaczkiem "spełnione" na mapie swoich marzeń.
Głupio się do tego przyznać? Wstydzisz się powiedzieć, że nie uszczęśliwia cię to, co kiedyś było marzeniem?

Skoro życie ma prawo się zmieniać i tak nas zaskakiwać, my także mamy prawo do zmian. Do tego by powiedzieć - wtedy tego chciałam ale nie dzisiaj. Już nie. Teraz chcę inaczej, więcej.

Miałam tak. A może powinnam napisać mam tak? Mam wszystko czego chciałam. Może lekko przekoloryzowane i z nawiązką ale właśnie to. Marzyłam o tym, co aktualnie posiadam. O dzieciach (o dziecku ale skoro KTOŚ na górze wie kogo obdarować podwójnie nie zamierzam się temu sprzeciwiać, lubię dostawać prezenty), domu, w których zawsze będzie coś pysznego, w którym pachnie ciastem i rodzinną atmosferą. Marzyłam też o cieple i uśmiechach domowników. O wielkiej, romantycznej miłości i ogromnym szacunku. O tym, że dzieci będą z mamą przynajmniej do 3 r.ż. bo wierzyłam, że to będzie najwspanialszy czas, i ich i mój.
Spełniłam swoje marzenia. Nawet bloga sobie wymarzyłam. Właśnie takiego. Mojego idealnego. O nieidealnym życiu i wiecie co ? Chcę czegoś więcej. Mało mi. Chcę czegoś innego. I mam do tego prawo, bo dałam sobie do tego prawo. Chciałam być najszczęśliwszą mamą i jestem, ale chcę się rozwijać. Chcę pracować i spełniać się zawodowo. Kiedyś przymknęłabym na to oko, pomyślałabym - przyjdzie na to czas, to później. Lecz teraz nie chcę czekać. Jestem gotowa na kolejne wyzwania. Może nie osiągane wielkimi krokami, bo wolę złoty środek niż po trupach do celu więc zdecydowałam się na małe kroczki.

Znasz to wstrętne uczucie towarzyszące poczuciu, że czas stoi w miejscu a życie płynie, lecz niestety nie tobie? Nie lubisz tego, prawda? Nie chcesz tego, mam rację? Wierzę. Ja też tego nie chcę. STOP.

Masz prawo do zmiany. Nic nie jest na stałe. Skoro wszystko wokół się zmienia, dlaczego nie ty? Życie nas zmienia, kształtuje charakter, wygładza pewne cechy a zarysowuje inne. Zmienia wszystko wokół i zaskakuje na co dzień. Jest nieprzewidywalne. My też nie musimy być jednolici. Więc jeśli masz poczucie, że twoje życie zmieniło tor albo jest na właściwym ale marzysz by zmienić środek transportu bo pociąg już nie wystarcza - nie krępuj się, i powiedz to głośno. Zatrzymaj pociąg i wysiądź lub zaszalej i po prostu wyskocz. Następnie kup inny bilet. W końcu i tak dojedziesz na miejsce ... by potem znów wyruszyć w drogę.
Powodzenia!


niedziela, grudnia 13

Miękkie batony czekoladowo-bakaliowe


Szybkie i łatwe w przygotowaniu i zaskakująco smaczne. Do tego zdrowe i sycące. Nie zawierają surowych ziaren, bo te wbrew przekonaniu źle wpływają na nasz organizm.
Można je zrobić pod siebie np. zamienić wiórki kokosowe na sezam czy mak a rodzynki zastąpić żurawiną lub dołożyć więcej składników. Ja zrobiłam z domowych zapasów i wyszły super.

Składniki:
- kopiasta łyżka ugotowanej kaszy jaglanej lub poppingu jaglanego (tzw. "dmuchana"), można zastąpić ryżem dmuchanym, lub poppingiem z amarantusa. Można także pominąć.
- garść suszonych daktyli zalanych wrzątkiem i pozostawionych na godzinę
- 3/4 opakowania suszonych śliwek
- garść ziaren słonecznika
- pół paczki rodzynek
- garść migdałów zalanych wrzątkiem i pozostawionych na godzinę
- pół tabliczki gorzkiej czekolady min. 70 % kakao
- 1 łyżka oleju kokosowego (można wymienić na olej z pestek winogron lub pominąć)
- pół paczki wiórków kokosowych
- 1-2 łyżki mleka roślinnego bądź wody

Wykonanie:
Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. W garnku roztapiamy olej i dodajemy pokruszoną czekoladę.
Rozpuszczamy. Pamiętajmy o niskim ogniu, by się nie przypaliła. Wszystkie składniki wrzucamy do naczynia, w którym będziemy blendować i zalewamy czekoladą. Rozdrabniamy w miarę upodobania. Jeśli potrzeba dodajemy łyżkę mleka lub wody. Wykładamy na blaszkę (u mnie dwie podłużne) wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy przez ok. 20 minut. Po wyciągnięciu czekamy aż masa wystygnie, następnie kroimy. Batony trzymamy w lodówce.



piątek, grudnia 11

Fizyka dzieciowa

Dziś nadszedł dzień, w którym na własne oczy widziałam a nawet przeprowadziłam eksperyment z fizyki. Dzień, w którym licząc do 10 i biorąc przynajmniej 3 głęboookie oddechy zastanawiałam się się jakim cudem dwójka dzieciaków, których wzrost nawet po dodaniu będzie niższy od mojego, których lata choćby razy dwa będą kropelką w morzu lat ich matki, może mnie dorosłą kobietę wyprowadzić z równowagi ?! Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Nazwałabym to zjawiskiem paranienormalnym.

Ponieważ nasz wózek ma flaka, jako ta "idealna" stwierdziłam - a co tam chłopaki, idziemy na nóżkach! mama sobie przecież z wami poradzi ! Jeden but, drugi, szaliczek, kupa, okey poczekasz, but, drugi, czapeczka raz dwa, szaliczek, kurteczka, w międzyczasie oczywiście wyścigi bo matka przecież lubi berka wokół stołu. Ubrani ! Teraz piciu, matka i w drogę. Ładnie rączka w rączkę. Matka dumna myśli - widzisz głupia da się ! Yhmm nie chwal dnia ... I tak przystanek bo kamyczki, patyczki i inne takie cuda. Nagle jeden w jedną, drugi stoi. Luz, łapię. Wracamy. Znów leci. Znów łapię. Wracamy. Brat podpatrzył - latanie. Biegają, wariują, szaleją. Obijają się o siebie, oddalają, odbijają i tak co chwila. A matka tak stoi, obserwuje i myśli - że trochę jak te cząsteczki gazu w naczyniu zamkniętym. Po chwili jednak tak jakby ktoś te moje naczynie otworzył a gaz się zaczął szybciutko ulatniać. Oczywiście w przeciwne strony, bo nie może być nudno. Co się matka nadarła, nabiegała, nachwytała a dzieciaki szczęśliwe jak nigdy, dopóki matka dosyć nie miała tego biegania. Na ręce nie, za ręce nie, więc co ? Położyć się i leżeć. Na betonie oczywiście. Dwójka dzieci tarzająca się po ziemi i zagotowana matka z czapką zjeżdżającą na oczy i polikach jak u rosyjskiej lalki, starającą się podnieść raz jednego raz drugiego, komiczne ! A jak podnosiła to uciekali. Wiadomo, że tam gdzie nie można. Ryk był niemiłosierny jak ich pozbierałam w końcu z tej ziemi. Doczołgałam się do domu z dziećmi pod pachami.W histerii i krokodylich łzach maluchów otworzyłam drzwi i padłam, na podłogę o ironio.

Teraz oczywiście się z tego śmieję ale są takie chwile, że mam ochotę krzyczeć, ryczeć albo spieprzyć w siną dal. Byliście tam kiedyś? Warto czasem zajrzeć ?

wtorek, grudnia 1

O tym jak matka uciekła w miasto

    Wiem, że Andrzejki nie są nie-wiadomo-jakim powodem do szaleństwa pod osłoną nocy, aczkolwiek jeśli matka "wychodzi w miasto" raz na pół roku to cieszy się jak dzieciak.
Także była, potańczyła i przypomniała sobie stare, wolne czasy. Niesamowite jak te kilka godzin robi dobrze i głowie i sercu ! Wytęskniłam się, dostałam skrzydeł i siły na kolejne pół roku ;) i nawet "dowartościowałam" nachalnymi grr facetami w rurkach (bardziej obcisłych niż moje), którzy w drodze ewolucji mam wrażenie powoli będą zmierzać do wizerunkowej rywalizacji z kobietami - niestety.
I zgubiłam dowód osobisty. Taka jestem szalona ;))) Ale było warto.
A zdjęcie, selfie podłe ;) wrzucam by od czasu do czasu przypomnieć sobie jak wygląda matka w pełnym makijażu. Ach jak się czasem tęskni ;)