czwartek, października 15

Dobra matka


          Stosy brudnych naczyń na całej długości kuchennych blatów. Koty kotłujące się po podłodze, żywe na tyle, by potrafić przeturlać się na drugą stronę pokoju. Rozlane herbatki. Paprochy tworzące nieznane konstelacje na niebie z paneli podłogowych. Zabawki nie od parady, od pary też nie. Pojedyncze kapcie, ubrania ściągane i wciągane kilka razy dziennie. Kapciuszki, rajstopki, opakowania po chusteczkach. Kawałek wyplutego chleba pod krzesłem, pod stołem zaś rodzynki. Makaron przyklejony do wszystkich możliwych mebli. Misie, gumisie, koparki. Kremy, miski i garneczki. Piłki, folie i kawałki wymiętego papieru.
A w tym wszystkim pośrodku matka.
Dresy wypchane tak, że wyglądają jakby chodziła na zgiętych kolanach. Tłusta cebula na głowie. Zarośnięte brwi i makijaż składający się z fachowo wtartego kremu bb - tylko albo aż. Plamy od zupy pomidorowej, smarków i kredek na koszulce wyciągniętej ze skotłowanego prania, którego rosnące kupy monumentalnie nie powstydzą się dorównywać piramidom w Egipcie.
Ona wciąż tam stoi. Tam. Pośrodku. I choćby świat się wokół walił, choćby była wykończona, niewyspana, w złym humorze lub po prostu miałaby ochotę chwycić torebkę pod pachę, odwrócić się na pięcie i wyjść... będzie tam stała.
Tak wygląda każdy dzień.
Macierzyństwo jest piękne. Lecz jest cholernie trudne. Męczące. Wykańczające.
Przynależąc do kilku grup o tematyce rodzicielskiej, coraz częściej natykam się na zwierzenia mam napawające smutkiem i poszukiwaniem wsparcia. Mówią o bezsilności, braku czasu dla siebie, braku sił i energii, utracie cierpliwości. Zastanawiają się czy są dobrymi matkami, bo przecież tyle i ciągle krzyczą. Pytają co mogą brać na uspokojenie, bo nie dają rady. Opowiadają o symptomach świadczących o depresji. Często nie mają czasu na wizyty u specjalistów a nazwy leków podpowiadają im inne forumowiczki. Chętne zresztą podzielić się i receptą. Zdołowane, zapłakane w najpiękniejszym ponoć momencie życia. Ironia losu ?
Brak wsparcia ze strony bliskich, którzy albo nie widzą problemu albo równie często nie zdają sobie sprawy z jego rozmiarów, nie pomaga. Zewsząd napływają informacje o spełniających się szczęśliwych piastunkach ogniska domowego, które wzbudzają poczucie wstydu u nieszczęśliwej kobiety i pogłębiają przykre myśli na swój temat - wszystko ogarniają, piękne, wymalowane, wypacykowane, w świetnie dopasowanych i wyprasowanych ciuchach, zawsze uśmiechnięte, matki idealne a przepraszam nie matki, nigdy matki - mamusie.
Niesamowite jest to zjawisko, ponieważ mam wrażenie, że kobiety/matki bardzo się jednak wspierają i są wobec siebie wyrozumiałe jak nikt inny a jednak gdzieś tam powstaje rywalizacja - którą kreuje śmiem stwierdzić społeczeństwo. To jest chore.
Zaprosiłam we wtorek na kawę koleżankę. Była u mnie pierwszy raz a ponieważ dzieci zaprowadziłam do żłobka, mogłam na szybko ogarnąć i siebie i dom. Nawet oko tuszem potraktować. I tak rozmawiamy sobie w najlepsze gdy ona mówi, że na co dzień bez makijażu chodzi bo czasu na nic nie ma ale dziś się pomalowała bo do mnie, bo ja taka zawsze ... (idealna?):) Ja zrobiłam identycznie, dokładnie to samo co ona. Makijaż mam od święta, pełny oczywiście. Nie wspominając o stole bez kurzu, nieobecności brudnych naczyń i braku zabawek na każdym możliwym metrze kwadratowym podłogi. Fajnie jak jest czysto, lecz z tym już dawno się pożegnałam.

Najważniejsze jest żeby umieć się przyznać do tego, że nie jest się robotem. Trudne ? Że nie ogarniamy połowy zaplanowanych rzeczy choć walczymy o każdą zawzięcie. Że musimy wybierać między sprzątnięciem pokoju a upieczeniem ciasta czy zrobieniem obiadu - ja zawsze wybieram gotowanie. I nauczyć się żyć w nowych warunkach. Odpuścić kiedy mają przyjść znajomi a my walczymy z nawracającym jak perpetuum mobile bałaganem. Goście z dziećmi zrozumieją, bez dzieci - nie wiadomo, aczkolwiek im też się w końcu dzieci urodzą, wtedy zrozumieją. Odpuścić przepraszanie za bałagan, które weszło w krew jak mantra. Bo za co przepraszać ? Za czas poświęcony dzieciom zamiast łazience ?

Matki potrzebują pomocy. Potrzebują wsparcia i zrozumienia. Potrzebują wypłakania się i przytulenia. Potrzebują wyjść z domu i odpocząć. Potrzebują pobyć same. Potrzebują chwili ciszy. Potrzebują czterech ścian. Potrzebują pomarzyć. Potrzebują posiedzieć na kiblu. Potrzebują wziąć dłuższy prysznic i mieć chwilę na ogolenie nóg. Potrzebują siebie. Potrzebują pogadać ze swoimi myślami. Potrzebują.

Przeraża mnie jak ogromna panuje znieczulica. Kobiety szukają wsparcia w obcych ludziach, w anonimach z internatu. A co z ich gniazdem ? Przecież tworzą rodzinę. Czy nie w rodzinie powinny doszukiwać się pomocy ? Gdzie są mężowie, rodzice ? Gdzie są przyjaciele? Czy nie widać, że przestała odbierać telefony i rzadziej odpisuje na sms ?  Nie widać, że ma smutek w oczach i głos jakby się miała za chwilę rozbeczeć ? A może zamyka się w łazience i siedzi na toalecie udając wiadomo co, by ukryć kilka łez bezsilności ? Gdzie jesteście ludzie ? Pracujecie, zarabiacie, macie swoje problemy, swoje życia. Wiem, rozumiem. Aczkolwiek nie daje mi to spokoju. Gdzie jest państwo ? Grupy wsparcia powinny walić drzwiami i oknami. Mąż może poświęcić godzinę dzieciom lub wyciągnąć naczynia ze zmywarki. Przyjaciółka ugotować zupę, bo matka często nie ma czasu nawet dojeść obiadu. Serio ! Nawet kawę pije na raty, zimną zazwyczaj. A może zakupy jej zrobić skoro i tak jedziesz do Tesco ?

Kobieta, która jest w domu, która po części zrezygnowała z siebie i ze spełniania przynajmniej na jakiś czas swoich marzeń powinna być wynoszona na piedestały a nazywa się ją kurą domową, której się ani nie szanuje ani nie docenia. A jedyną osobą, która to rozumie jest inna kura domowa. Smutne to, niewdzięczne i upokarzające. Tak bardzo zależy nam na mądrych, silnych, zdrowych i szczęśliwych dzieciach a matki, które mają największy wkład w start swoich pociech pozostawia się same sobie. Radźcie sobie kobiety. Każdy o tym wie, lecz jakimś dziwnym trafem część niechcący zapomniała, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Gdzie w tym logika ? Jak znerwicowana, zestresowana, przytłoczona nadmiarem obowiązków matka ma wychować szczęśliwe dziecko i zapewnić mu jak najlepszy start w dorosłość ? Zrobi to. Ale jakim kosztem ?


"Prawdziwa matka umie przyznać, że egzamin z macierzyństwa łatwiej oblać, niż zaliczyć...
Śpij spokojnie prawdziwa matko. Jeśli masz wątpliwości, czy jesteś dobrą mamą, to znaczy, że nią jesteś"               

                                                                                                      Jodi Picoult






47 komentarzy:

  1. Przepraszam, czy Ty mieszkasz gdzieś w moim mieszkaniu? Siedzisz gdzieś wkącie, czy może kamerkę masz gdzieś włączoną?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, czy Ty mieszkasz w moim mieszkaniu? siedzisz za kanapą? Czy kamerkę gdzieś masz? Skąd to wszystko wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Łza mi popłynęła... Niejedna zresztą...Trafione w punkt. Myślałam,żę tylko ja tak miałam,że te dresy,smarki i tłuste włosy...Kiedy ja zostałam w domu z dziećmi-poświecając się im,domowi,mężowi rozkręcającemu biznes-myślałam,że tak musi być. Schowałam do szuflady dyplom wyższej uczelni,bo grunt-to dom,dzieci i wszystko to,co wokół tego...Nie było telefonu komórkowego,ba-na stacjonarny trzeba było czekać w kolejce,o internecie nawet nikt wtedy nie pomyślał,że coś takiego może być...kiedyś,w przyszłości.Żadnego wsparcia,bo wszystkie kury domowe chciały być najlepsze w tym swoim kurniku. Nikt się nie skarżył,bo to jak przyznanie się do porażki...Teraz jest o tyle łatwiej,że temat jest poruszany,mamy wiedzą,ze nie są same,a depresja poporodowa nie jest fanaberią. Ja już też o tym wiem...Tylko dlaczego,jak któremuś dorosłemu już dziecku powinie się noga-wciąż mam wyrzuty sumienia,że czegoś nie ogarnęłam...?Dzięki za ten tekst.
    Mam dwóch dorosłych synów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że zrobiła Pani wszystko najlepiej jak mogła i potrafiła. A po takim doświadczeniu jest silna na tyle, że może góry przenosić. Jestem ciekawa czy udało się wyciągnąć dyplom z szuflady ... ? :)

      Usuń
    2. Nie,ale kilka lat temu postanowiłam wreszcie zrobić coś dla siebie-coś,co mi od dawna w duszy grało-zajęłam sie rękodziełem artystycznym...Z wielką przyjemnością dla siebie i jeszcze większą dla moich odbiorców. :) I nie ma to nic wspólnego z moim dyplomem wyższej uczelni...;)

      Usuń
    3. Dzięki za ten tekst. Dokładnie tak miałam.

      Usuń
  4. dziękuję, przeczytałam o sobie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten tekst jest o mnie, nie zmieniła bym nic, czasami łezka się kręci w oku w ciemnym pokoju czekając, aż dzieci zasną.
    Potrafi być tak ciężko.
    Cały czas twierdzę, że matka jestem beznadziejną. Cytat podnosi mnie trochę na duchu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każda mama zadaje sobie takie pytania i wszędzie widzi swoje "niedociągnięcia". Dla swoich dzieci jesteśmy i tak najlepszymi mamami na tej planecie.

      Usuń
  6. Jak ja to wszystko rozumiem. Aby przeczytać ten artykuł, udaję wiadomo co w toalecie a i tak trzykrotnie mi przerwano... Wchodzą jak do sklepu, bo akurat teraz i ani chwili później moja pomoc jest niezbędna... Ehh wsparcie od innych? A co to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe niech Pani zgadnie ile zajęło mi napisanie tego artykułu ;) albo inaczej - ile miałam przerywników !

      Usuń
  7. Jestem kurą domową już od pięciu lat i będę prawdopodobnie przez dwa następne lata. Mój dom wygląda czasem jakby przeszło przez niego tornado. Czasem nie mam sił na nic.
    Jednak świadomość, że mogę być z dziećmi cały czas, widzę jak zdobywają kolejne umiejętności, jak rosną i się zmieniają... To wynagradza wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. cudownie prawdziwe! podpisuje sie wszystkimi nogami i rekami
    'inna kura domowa'

    OdpowiedzUsuń
  9. prawdziwe az do bolu. podpisuje wszystkimi rekami i nogami
    inna kura domowa

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale przecież i tak zawsze usłyszymy - sama tego chciałaś!
    I do tego wszystko zawsze źle robimy....;/

    OdpowiedzUsuń
  11. mam 3 corki -2,4,9 lat. sa dni ze mam skrzydkla i sa takie ze zniknelabym z tego padolu.... kocham i szanuje i cenie .... ale czasem marze o ciszy i wannie i o kawie parujacej i zeby nie musiec dzielic sie kawalkiem szarlotki, bo mojej corce moze bardziej moja smakowac. ale uwielbiam nawet jak mnie wkurzaja....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ta to właśnie wygląda, czasem każdy ma gorsze dni ważne jest by wtedy mieć tą chwilkę na rozprostowanie tych skrzydeł

      Usuń
  12. A ja mam jedno dziecko, sytuację podobną do opisanej i przeświadczenie, że NIE MOGĘ narzekać, prosić o pomoc, wyjść, zrobić coś dla siebie, bo... mam TYLKO jedno dziecko. I nie mam prawa być zmęczona (no bo czym?), mieć bałaganu w mieszkaniu (no bo co robię całe dnie z jednym dzieckiem?) itd. I choć wiem, że depresja wciska mnie w totalne bagno, to nie idę do lekarza (psychologa), bo co powiem? Że "siedzę w domu" z jednym dzieckiem od kilku lat, jestem ze wszystkim sama (tak, mąż jest, ale jakby nie było) i mam ochotę palnąć sobie w łeb? Wyjść z domu i nie wrócić? Zasnąć i się nie obudzić?
    Jak mam spojrzeć w oczy tym matkom, które mają dwójkę i więcej? Usłyszeć, że chyba w dupie mi się poprzewracało? I dlatego z nikim nie rozmawiam, nie żalę się, wyalienowałam się całkowicie i tylko czekam, aż zegar przestanie tykać i nastąpi wielkie BUM...
    Ala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glowa do gory!
      Ja tez majac jedno dziecko -myslalam tak jak TY:)
      Tez z nikim nie rozmawialam...znajomi wszyscy sie odwrocili-no bo o czym beda rozmawiac ze mna skoro sa bezdzietni!! Jakos to przetrwałam-i TY tez dasz rade... kiedy dziecko pojdzie do przedszkola , szkoly-znajda sie dookola Ciebie matki z ktorymi bedziesz chciala zamienic zdanie:)
      Ja aktualnie mam dwoje dzieci i wiesz co? Wcale nie uwazam,ze "w dupie Ci sie poprzewracało" - wiekszosc z nas ma te same problemy -tylko nie kazda jest na tyle SILNA zeby sie przyznac do tego-TY to zrobiłas :)))
      A to juz wiele!
      Trzymaj sie... :)

      Usuń
    2. Mam tak samo jedno dziecko 11 miesięcy i słowa ty nie masz czasu , to co robisz cały dzień. Mąż posiedzi godzinę i tyle i jeszcze pretensje że coś zrobione nie tak oj. Jak bym czytała o sobie

      Usuń
    3. Bardzo smutne jest to co piszesz Alu. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi - nie masz się czego wstydzić a szukać pomocy i o nią prosić. Jedno dziecko, dwoje, troje - każde potrzebuje uwagi, zjeść i miliona innych rzeczy. Niektóre są mniej absorbujące inne potrzebują ciągłej uwagi... tak samo jest z matkami - jedne są silniejsze, inne mniej, nie ważne, ważne by walczyć o siebie i w końcu być szczęśliwą. Ja z calego serducha polecam psychologów.

      Usuń
  13. a tatusie co robią?ano przyjdą z pracy są zmęczone,legną przy kompie....

    OdpowiedzUsuń
  14. Znam to bardzo dobrze... brak czasu na cokolwiek, samoodnawiajacy się bałagan no i ledwie się rani ubioru a już jestem brudna... dziękuję za ten tekst bo prawda jest taka ze na codzień widzi się matki idealne lub przynajmniej tak to wygląda a wtedy kobieta czuje się naprawdę jeszcze bardziej zdolowana tym ze ciągle w czymś niedomaga... pozdrawiam serdecznie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Macierzyństwo jest cudem...cud, że jesteśmy matkami i nie wpadamy w obłęd. Cud by nadal być sobą i zachować odrobinę zdrowego egoizmu. W nosie mam heroizm, bycie Matką Polką - kocham moją rodzinę i nie jestem idealna. A,że czasem płakać się chce i nie można być samemu nawet w toalecie...trudno kiedyś na stare lata za tym zatęsknimy i wspomnimy to z inną łzą w oku. Może trzeba jak kiedyś razem jedna bawi dzieci druga gotuje wielki gar zupy dla dwóch rodzin. W grupie raźniej. Powodzenia życzę sobie i Wam.

    OdpowiedzUsuń
  16. i do tego mąż który wrzeszczy że tu wiecznie syf a jak próbujesz tłumaczyć to wyzywa cię od śmieci i zostawia żeby mieszkać z matką byleby tylko nie iść do pracy, bo jest jedynakiem i nie ma kto się zająć starą matką i za zasiłek opiekuńczy siedzi tam i nawet nie dzwoni żeby zapytać czy dzieci zdrowe przyjeżdża raz w miesiącu żeby spełnić obowiązek małżeński i opowiada jaki to jest zapracowany i wszystkie programy telewizyjne mimochodem opowiada jakie to ciekawe obejrzał w przerwie tej ciężkiej pracy

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jestem sama :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze wiedzieć, że są inne matki, które przeżywają to samo. Bo ja w pewnym momencie już prawie zaczęłam chodzić po ścianach i myślałam, że zwariuję. Najgorszy jest brak wsparcia i brak pomocy. Mi pomaga tylko mąż - jak wróci z pracy, a czasem wraca późno, więc cały dzień jestem z dzieckiem. Dzień w dzień - żadnych "urlopów". Wyjście bez dziecka na zakupy to już dla mnie wakacje :)
    No i ten motyw bałaganu... po całym dniu opieki nad dzieckiem naprawdę nie chce mi się ogarniać tych stosów naczyń, które rosną błyskawicznie. Z powodu bałaganu nie zapraszamy gości - dopiero jak ogarniemy chaos, to czasem kogoś zaprosimy.
    Dzisiaj była fajna pogoda i miałam tyle energii i zapału, że... postanowiłam umyć okna :) To zabawne, że wolne chwile (w sensie: dzieckiem opiekował się mąż) matka wykorzystuje na sprzątanie. Ale co robić... gdybym nie miała dziecka, to w domu może byłoby czyściej, ale byłoby też PUSTO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie także wyjście do Biedronki to wielkie wydarzenie :) czuję się jak nastolatka, która idzie zaszaleć. Nawet takie wyjścia są potrzebne - nie trzeba skupiać ciągłej uwagi, nie ma miliona bodźców no i można pobyć sam na sam z myślami a później wrócić i co jest śmieszne - stęsknić się przez tą chwilę.

      Usuń
    2. A propos sprzątania "w wolnej chwili", to dla mnie szczerze mówiąc, takie swobodne poświęcenie czasu na porządne posprzątanie domu to nieraz terapia rozładowująca napięcie :) A artykuł dla mnie też jakby z moich ust wyciągnięty :)

      Usuń
  19. Codziennie słyszę że jestemb beznadxidjna matka i Kijowa pani domu... Nigdy słowa pochwały.. Za to z ust dzieci zawsze słyszę chce do mamy i z mamą i to jest cudowne. Kochane mamy walczmy o siebie nie dajmy się zaszufladkowac.

    OdpowiedzUsuń
  20. O tak...... wydarta kartka z mojej codzienności. Czekam na piątkowe SPA pod prysznicem, na sobotni wypad na miasto. Wypad, który kończy się zwykle po godzinie telefonem "kochanie wracasz już, bo chłopaki się leją a mała chyba znów jest głodna". Spotkania z koleżankami umawiam na dwa miechy do przodu, bo zawsze coś komuś nie pasuje.I żyję w nadziei, że nikomu dziecka się nie rozchorują - bo wiadomo, że mama w domu zostanie - i wyskoczę na 2h na kawę i ciacho (z telefonem na stole w razie czego). Wieczorami najgorsze są słowa powracającego z pracy chlebodawcy "może byś tak wzięła te stertę ubrań , leży tu już od piątku,...czemu znów zupa, a wiesz, że nie zrobiłaś mi śniadania do pracy, pozbierajcie te zabawki, mogłaś chociaż kurze pościerać, trzeba by umyć w końcu te okna" - czasem to brzmi jak seria z karabinu. No wiadomo, przecież lezę i pachnę cały dzień... Wybucham, ciśnienie mi skacze ale co zrobić... nie zostawię tych moich baboli bo kocham ich ponad wszystko. Jurto sobota i obudzę się ściśnięta jak śledź na 2,8m2 łóżkowej przystani. Matki Polki trzymajmy się !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie opisana rzeczywistość. Dokładnie - trzymajmy się. Też czasem słyszę karabin nad uchem - staram się wtedy robić uniki, zupełnie jak na wojnie ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  21. Dziewczyny jestem razem z wami. Nadmiar obowiązków przytłacza mnie na maksa. Ciężko mi jest i mam wrażenie ze wszystko wymyka mi sie spod kontroli. Na faceta swego nie mam co liczyć, innym wszystkim pomaga lecz nie mnie:-(

    OdpowiedzUsuń
  22. Może nie poplamione i nie wyciągnięte ubrania. Głowa w prawdzie umyta, ale paznokcie po prostu obcięte, nogi golone sporadycznie... Cała reszta, zwłaszcza dotycząca tej części mentalnej/emocjonalnej, zdecydowanie jest mi dobrze znana. Właśnie, po czterech latach, urodziłam drugie dziecko. Tym razem na obczyźnie. I muszę przyznać, że choć ludzi w Polsce miałam teoretycznie o wiele wiele więcej dokoła i miałam też swoje zajęcia, było chyba trochę trudniej. Wszyscy tak zaganiani, że o jakimś wsparciu, albo zapytaniu chociaż o samopoczucie, mało kto pomyślał. Mąż na 3 etaty, żeby było co do garnka włożyć i opłacić mieszkanie, wyszukiwał ostatnie chwile, żeby spędzić czas z synem. I chociaż on akurat dostrzegał, jak się zmagam, nie wiedział, jak ze mną o tym mówić, czy mówić, czy dać spokój... Oboje zmęczeni, niedospani, z wianuszkiem ludzi/przyjaciół itd, ale mimo wszystko cholernie sami.
    Tutaj, w Australii, oczywiście czuję się okropnie samotna (jesteśmy tu dopiero 1,5 roku), ale w szpitalu telefon się urywał, like'i na Fb osiągnęły wymiar trzycyfrowy (wyobraźcie sobie, że nawet to miało znaczenie pozytywne). Tutaj inaczej się żyje, inaczej widzi się matkę. 4 dni spędzone w szpitalu i codziennie, na każdej zmianie położnych, pytano, czy mogą się zaopiekować dzieckiem, żebym mogła wziąć prysznic, albo żebym się zdrzemnęła. Ogromne wsparcie dotyczące karmienia i problemów z tym związanych, dwie konsultacje z fizjoterapeutą dotyczące problemów poporodowych "tam na dole". Bo oni widzą i mówią o tym, że to nie takie proste wypchać z siebie 3-4kg dziecko, po ówczesnym dźwiganiu, uciskaniu itd. Powiedzą Ci nawet jak masz zrobić pierwszą kupę. I każdą następną zresztą też... Wskazówki, porady, rozmowy, broszury. I do tego jeszcze lista: 10 pozycji numerów, gdzie zadzwonić w razie problemów, a wśród nich jeden taki, gdy jest mi smutno. Przez 6 miesięcy mogę wpaść w każdą środę do szpitala, bo mamy się tu na patio spotykają z laktacyjną. To się nazywa, że niby pomóc w odpowiednim karmieniu, ale laktacyjne otwarcie mówią, że mamy przychodzą się po prostu wygadać, wyżalić, poradzić i powspierać. Teraz jak jestem w domu, co tydzień dzwoni "moja położna" żeby wypytać o małą Marysię i ZAWSZE kończy pytaniem o moje "mental health". I to wszystko w ramach budżetu z Medicare. My w prawdzie nie mamy Medicare, bo nasi wspaniali politycy nie podpisali umowy z Australią, ale moje dziecko się urodziło w Australii i to im wystarcza, żeby otoczyć nas taką opieką.
    Dodatkowo, tutejsi ludzie, zawsze pytają jak się czujemy itd. Czasem widzisz, że to wyuczone, nawykowe, ale niektórzy robią to po prostu szczerze. Sąsiedzi "atakują" ofertami pomocy, zaproszeniami na ten ich "dinner", abym nie musiała gotować, znajomi (choć wciąż są to tacy bardziej obcy niż bliżsi ludzie) zawsze gotowi do stawienia się w miarę możliwości. Pacjenci Męża zasypują kwiatami, ubrankami dla małej, konfiturami i nikt tu nie powie, że to łapówka. A rodzina szefa Męża przyniosła mi wielki gar zupy, gdy wróciłyśmy ze szpitala...
    I choć w wielu aspektach Australię oceniam na minus w porównaniu z Polską, o tą rzecz Kangury naprawdę zadbali. Życzę Wam, drogie Polki, aby w końcu i do Was dotarło postrzeganie matki w innych kategoriach i żeby w końcu otoczono Was opieką. Bo przecież każda z nas jest inna i radzi sobie inaczej... Jedną boli, drugą nie, jednej smutno, innej nie, jedna sypia, inna nie, jedna potrzebuje wsparcia, inna nie... i nie każda z nas musi/może być Matką Polką.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ech,szkoda gadać... ;(

    OdpowiedzUsuń
  24. Znam z autopsji... Jeszcze wczoraj beczalam z tego powodu... Dobrze jest wiedzieć, ze nie tylko ja tak mam...

    OdpowiedzUsuń
  25. Każda z nas ma wrażenie,że o niej napisałaś,każda z nas co dzień walczy z tym samym.Dziękuję pięknie to opisałaś,każde zdanie jest najprawdziwsze z prawdziwych.Wspieram Cie myślą :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja mam dwoje 2,5 i 4,5 i jestem z nimi sama. I od dorosłej kobiety, matki usłyszałam kiedyś ze jak się ma dzieci to nie ma wolnych wieczorów. Wkurzylam się wtedy. Może i się nie ma wolnego wieczoru, ale każdemu się chwilą odpoczynku należy. Niedawno wróciłam do pracy. Musiałam bo inaczej moje dzieci nie miałyby co jeść. Praca nie jest lekka ale właśnie w niej udaje mi się odpocząć. A tekst. ... tak jakby ktoś był u mnie w mieszkaniu i opisywał wszystko co się w nim dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  27. hm skąd ja to znam :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Hej, bardzo życiowy wpis :)przypadkiem trafiłam i w pełni się identyfikuję! Mam dwoje dzieci, bałagan, początki depresji, uczucie że grunt znika mi pod stopami itp. Mam też bloga do którego wracam bo został na chwilę zawieszony właśnie dlatego że przestałam sobie dawać radę w życiu,nawarstwiło się wiele trudnych, negatywnych rzeczy, że nie byłam w stanie zasiąść do komputera. Pozdrawiam i zapraszam również do moich wpisów. Mnie też znajome zwłaszcza te bez dzieci uznają za idealna - szczupła, umalowana jednym słowem zrobiona tuż po porodzie,ale nie widzą mnie w domowym zaciszu jak wycieram łzy obrzyganą wielokrotnie bluzką bo nie mam już do tych szkrabów sił:)
    http://dzieciiinnewyzwania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  29. A ja piję gorącą kawę. Nawet 2-3 dziennie. Moja drobna przyjemność :-)
    Kiedyś miałam fazę na punkcie porządków. Teraz raz na jakiś czas wygonię "koty" spod łóżek.
    Bałagan kiedyś mi bardzo przeszkadzał. Teraz już trochę mniej. Wolę leżeć z młodymi na podłodze i klocko układać niż ścierać kurze. W domu chodzę w starych gaciach - najczęścoej ukradzionych mężowi. O make up zupełnie zapomniałam. A nogi golę raz na "ruski" rok...

    OdpowiedzUsuń