piątek, grudnia 11

Fizyka dzieciowa

Dziś nadszedł dzień, w którym na własne oczy widziałam a nawet przeprowadziłam eksperyment z fizyki. Dzień, w którym licząc do 10 i biorąc przynajmniej 3 głęboookie oddechy zastanawiałam się się jakim cudem dwójka dzieciaków, których wzrost nawet po dodaniu będzie niższy od mojego, których lata choćby razy dwa będą kropelką w morzu lat ich matki, może mnie dorosłą kobietę wyprowadzić z równowagi ?! Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Nazwałabym to zjawiskiem paranienormalnym.

Ponieważ nasz wózek ma flaka, jako ta "idealna" stwierdziłam - a co tam chłopaki, idziemy na nóżkach! mama sobie przecież z wami poradzi ! Jeden but, drugi, szaliczek, kupa, okey poczekasz, but, drugi, czapeczka raz dwa, szaliczek, kurteczka, w międzyczasie oczywiście wyścigi bo matka przecież lubi berka wokół stołu. Ubrani ! Teraz piciu, matka i w drogę. Ładnie rączka w rączkę. Matka dumna myśli - widzisz głupia da się ! Yhmm nie chwal dnia ... I tak przystanek bo kamyczki, patyczki i inne takie cuda. Nagle jeden w jedną, drugi stoi. Luz, łapię. Wracamy. Znów leci. Znów łapię. Wracamy. Brat podpatrzył - latanie. Biegają, wariują, szaleją. Obijają się o siebie, oddalają, odbijają i tak co chwila. A matka tak stoi, obserwuje i myśli - że trochę jak te cząsteczki gazu w naczyniu zamkniętym. Po chwili jednak tak jakby ktoś te moje naczynie otworzył a gaz się zaczął szybciutko ulatniać. Oczywiście w przeciwne strony, bo nie może być nudno. Co się matka nadarła, nabiegała, nachwytała a dzieciaki szczęśliwe jak nigdy, dopóki matka dosyć nie miała tego biegania. Na ręce nie, za ręce nie, więc co ? Położyć się i leżeć. Na betonie oczywiście. Dwójka dzieci tarzająca się po ziemi i zagotowana matka z czapką zjeżdżającą na oczy i polikach jak u rosyjskiej lalki, starającą się podnieść raz jednego raz drugiego, komiczne ! A jak podnosiła to uciekali. Wiadomo, że tam gdzie nie można. Ryk był niemiłosierny jak ich pozbierałam w końcu z tej ziemi. Doczołgałam się do domu z dziećmi pod pachami.W histerii i krokodylich łzach maluchów otworzyłam drzwi i padłam, na podłogę o ironio.

Teraz oczywiście się z tego śmieję ale są takie chwile, że mam ochotę krzyczeć, ryczeć albo spieprzyć w siną dal. Byliście tam kiedyś? Warto czasem zajrzeć ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz