wtorek, września 22

Żłobek ?! O matko !




- To żłobkowe dzieci ? Nie ? Aaa to dobrze, lepiej jak są w domu...
- Chodzą do żłobka ? Mój chodzi i jesteśmy zadowoleni...
- Ja do żłobka bym nie dała...
I tak ze skrajności w skrajność. Ile ludzi, tyle wygłoszonych opinii. Jednakże ciężko zdecydować się na takie kroki, w których w grę wchodzi dobro dzieci. Jak wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia a wszechwiedzącą mądrością rzucają najczęściej osoby mające w temacie wiedzę najskromniejszą. I tak jeszcze kilka lat temu byłam zagorzałą zwolenniczką nie "zsyłania" dzieci (przynajmniej moich nienarodzonych) do żadnej instytucji przed skończeniem przez nich 3 roku życia. Argumentów było kilka. Po pierwsze z mamą przecież najlepiej. Po drugie - że osobowość kształtuje się do 3 roku a w domu będę mieć na to większy wpływ, że choroby, że zła dieta. I ostatni - nie pozostaje mi nic innego jak przyznać przed samą sobą, że również z egoistycznych pobudek - by dziecko mieć po prostu przy sobie i tyle.
Jednakże jak już wyżej wspominałam poglądy poszły w siną dal a kiedy wróciły - odmieniły się nie do poznania. Może moje podejście nie uległoby tak diametralnej zmianie gdyby nie Bliźniaki. Może urodziłabym pierwsze dziecko, zaraz drugie i tak tkwiłabym sobie w błogiej maminej atmosferze. Lecz z nimi wszystko jest inne, wszystko na przekór, inaczej. Moje rodzicielskie założenia, poglądy idą na łeb na szyję kiedy zaczynam się zmagać z kolejnym bliźniaczym wyzwaniem.

Kiedy dzieci zaczynają się nam wydawać na tyle "dorosłe", że zaczynamy zastanawiać się nad ich społecznymi potrzebami, pojawia się pytanie - i co teraz ? Klub malucha ? Żłobek ? Jakieś inne zajęcia ? A może mama wystarczy ? Kiedyś pomyślałabym, że dziecko 1,5 roczne jest zbyt małe na "cokolwiek" jednak patrząc na swoje dzieci widzę jak bardzo się myliłam. Nie są już dzidziami. Są małymi chłopcami. Potrafią pokazać czego potrzebują, czego nie chcą, co lubią. Kłócą się o każdą potrawę jedzoną własnoręcznie, widelcem. Śpiewają po swojemu, tańczą jak ktoś tańczy, śmieją się z naszych figli i potrafią specjalnie rozśmieszać. Mają odmienne charaktery i walczą o swoje zawzięcie. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Codziennie widzę chłopców krzątających się od rana w poszukiwaniu czegoś nowego, innych bodźców, cudów a przez ich brak - wariowania do potęgi, z nudów. Dlatego wiem, że choćbym wymyślała najlepsze zabawy świata nie jestem w stanie zapewnić im tego, co dostaną w żłobku. W dodatku nieumiejętność dzielenia się mamą, walka o uwagę, zazdrość o każdą zabawkę, którą brat zamierza się właśnie bawić, marudzenie, wymuszanie, płacze i krzyki po jakimś czasie przytłaczają. Totalny harmider i istny rollercoaster dają się we znaki. I w tym całym zamieszaniu staram się jeszcze zorganizować czas na ogarnianie domu, jedzenia i życia. A czas dla siebie wydzielam skromniutko jak cały dom już słodko śpi.
W żłobku nauczą się samodzielności, dzielenia i cierpliwości. Będzie to ich pierwsza szkoła życia. Stworzą relacje międzyludzkie, zobaczą inny świat. Oprócz tego - nowe zabawki, nieznane piosenki, wierszyki, zabawy. Duże boisko i plac zabaw... Będą biegać do woli, bo żywe to dzieci, oj żywe.

Jak każda matka kocham swoich synów jak stąd na Księżyc, lecz nie będę ukrywać - siedzenie w domu przez siedem dni w tygodniu dłuży się okrutnie i staje się nudne. Godziny mijają flegmatycznie, monotonność mdli na samą tylko myśl a dzień świstaka napawa obrzydzeniem. Nagle zaczyna brakować cierpliwości, pojawia się stres i nerwy, często niepotrzebne. Jeśli do tej mieszanki dołożymy brak pomocy oraz zmęczenie to nawet zwolenniczkom ciepłych skarpet może się ta rutyna zwyczajnie sprzykrzyć.
Jest jeszcze jedna sprawa. Mama czuję, że chce zacząć spełniać kolejne marzenia i ma ogromną chęć przenosić góry - bo jak nie ona to kto, bo jak nie teraz to kiedy ? A w dodatku chce zawojować świat i uda się jej to nawet z dziećmi pod pachą..!? Powinna się poddać czy działać ?
Patrząc w dodatku na tą całą nagonkę, którą nakręca się wokół matek. Pracuj. Wychowuj. Sprzątaj. Gotuj. Oczywiście możemy się temuż zjawisku nie poddać. Bądźmy jednak mądre i nawet piszmy wiersze, lecz gdy z każdego kąta dobiegają słowa - a ona to, a tamto tamto - nakręcamy się w tym. Stresujemy, że czas nam ucieka, że dni przelatują przez palce w nic-nie-robieniu. Że przecież wstyd. Że siedzenie w domu nie uszlachetnia.  BZDURY.

Z tego właśnie koktajlu myśli zrodziło się moje postanowienie. Postawiłam na żłobek. Przestałam uważać go za zło konieczne a siebie za wyrodną matkę, a robiąc końcowy rozrachunek widzę w tym same plusy i niech tak zostanie.
Patrząc z mojej strony - wygeneruję w ten sposób czas dla siebie. Na wyciszenie, zebranie myśli, na pisanie. Na szukanie innych możliwości i skupienie się na nowych perspektywach. Na ogarnięcie bałaganu dnia codziennego. Na kawę z koleżanką. Na zajęcia czy to sportowe - JA?! czy też edukacyjne np. języki. Na rehabilitację, którą odkładam w nieskończoność. Na gotowanie wreszcie o normalnych godzinach, dzięki czemu wieczory będą spokojniejsze. Ponadto wprowadzimy do naszej rutyny nową rutynę - zawsze to jakaś zmiana a dni będą mijały intensywniej. Każda mama wie jak dłuży się czas od 7:00 do 20:00... W nieskończoność. Prawda ?
Zdecydowaliśmy się na początek na 5 godzin dziennie. Tylko albo aż. Zobaczymy. Oczywiście nie byłabym sobą jakbym się tego kroku nie bała. Boję się oczywiście, lecz intuicja podpowiada mi, że idę w dobrym kierunku. A przysługę robię nie tylko sobie ale także dzieciom, dlatego do każdego wypowiedzianego - O matko ! - dopowiem sobie w myślach - O matko jesteś najlepsza ! A zdania nie zmienię.
I jeszcze jedno - szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci a szczęśliwe dzieci to szczęśliwa mama.

2 komentarze:

  1. Czasami mam wrażenie,że -gdy zmęczona po trudach dnia codziennego- słodko śpię- Ty zakradasz się cichutko do mnie i.. .bezczelnie;P kradniesz moje myśli:) Bo czytając Twojego bloga jakbym „czytała siebie”... Hmmm czy to możliwe żeby dwie osoby były ąz tak do siebie podobne??? Te same poglądy na temat dzieci,wychowania,życia...ba!zdrowego trybu życia;)...aczkolwiek nie ukrywam,że co do ostatniego to dopiero raczkuje...i proszę o więcej przepisów,porad,zdjęć;-) Te same (nooo dooobra-podobne;-) )problemy,refleksje, ta same piosenki uwielbiamy,kochamy ( a propo: https://www.youtube.com/watch?v=wOnPH1jNZRM - to na miły początek bądź przemiłe zakończenia dnia )
    JESTEM TWOJĄ FANKĄ!! Jak dla mnie- jesteś mistrzem pisania;) I nie ukrywam,że trochę( grrr a nawet bardzo) zazdroszczę.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.. Oby częściej,oby więcej.


    P.S. Ogrooomne dzięki za serek migdałowy-oszalałam na jego punkcie;) Yyyy....ale to chyba jeszcze nie wariactwo jak robie go co drugi dzień prawda???:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo dziękuję. Pięknie napisałaś😊
    Dziękuję za Bajora - uwielbiam a tą akurat piosenkę wyrecytuje choćby teraz na pamięć. Wspaniała!
    Cieszę się, że komuś sprawiam przyjemność swoim pisaniem, i że istnieją tak wrażliwe duszyczki jak ja.
    Dałaś mi wspaniały prezent. Tak się właśnie objawia szczęście 😘

    OdpowiedzUsuń